Poczekajmy na gotowy projekt. Istotne jest, żeby był naprawdę dobry. A wracając do Wielkiej Brytanii. To państwo ma wiele pozytywnych przykładów działania instytucji. Jarosławowi Kaczyńskiemu zarzucano, że chce centralizować państwo. A on chciał budować państwo mocne i sprawne. W Wielkiej Brytanii wiele instytucji pozarządowych jest wplecionych w aparat państwa jako system pewnej wspólnoty. Tam państwo działa bardzo sprawnie. Tam zwykły sygnał do swoistego dzielnicowego był w stanie uruchomić działanie całego aparatu państwowego. W rezultacie służby specjalne uniemożliwiły dokonanie wielkiego zamachu terrorystycznego w 2006 toku. To jest dobry przykład. U nas mówi się, że państwo jest scentralizowane. Głupoty, które na ten temat słyszę, są naprawdę wstrząsające.
[b]Zgoda. Nasze państwo nie jest scentralizowane. Jest rozlazłe i niesprawne.[/b]
Dziś państwo ulega żywiołowej fragmentaryzacji, rozproszeniu. Każdy, kto będzie chciał poważne potraktować obowiązki rządowe, będzie musiał to państwo „pozbierać” – scalić i usprawnić.
[b]A jak to mocne państwo powinno się układać z innymi państwami w Europie? Płynąc z głównym nurtem czy walić pięścią w stół?[/b]
To fałszywa alternatywa. Spójrzmy na kwestię traktatu lizbońskiego. Przedstawiano go jako konkurencję sprinterską. Kto szybciej podpisze, ten lepszy. I broń Boże, nie należy się zastanawiać, co to jest ten traktat, bo to nie jest „trendy”.
[b]A co to zmieniło, że prezydent podpisał go później, a nie wcześniej? Czy termin podpisu wpłynął jakoś na naszą sytuację?[/b]
Myślę, że tak. Ten okres zastanawiania się podkreślił, że bardzo mocno przywiązujemy wagę do tego, iż Unia Europejska to organizacja podmiotowych państw, że Irlandia ma prawo do zabrania głosu, równie dobre jak Niemcy czy Francja. Jeżeli się urządza referenda, to po to, by mieć równe prawo do powiedzenia „tak” albo „nie”. Postawa prezydenta pomogła w zrozumieniu podstawowych zasad, jakie nadal rządzą i powinny rządzić Unią Europejską.
[b]Jakie mechanizmy rządzą dziś Unią?[/b]
Unia ma dziś problem z dookreśleniem się po powstaniu nowych instytucji. Jakie mają być relacje szefa Komisji Europejskiej z przewodniczącym Rady Europejskiej czy z osobą koordynującą politykę zagraniczną? Mamy przewodniczącego Rady Unii Europejskiej, ale nie wiemy, jaką odegra rolę.
[b]Kluczowe jest to, od kogo zależy.[/b]
Spójrzmy, w jaki sposób został wybrany. Udział w jego wyborze znacznej części przywódców europejskich ograniczył się do uczestnictwa w kolacji i wspólnym zdjęciu.
[b]Zdaje się decyzja zapadła w dość wąskim gronie...[/b]
Na to wygląda. I myśmy w tym gronie przy podejmowaniu tych decyzji nie odgrywali istotnej roli, podobnie zresztą jak kilka innych krajów Unii Europejskiej.
[b]Co zrobić, by było inaczej?[/b]
Musimy zerwać z polityką zdjęciową. Nie jesteśmy już w przedsionku, nie musimy się bać wypowiadać swojego zdania. W Unii ucierają się rozmaite interesy. Tak jak my rozumiemy, że kraje śródziemnomorskie, Francja, Włochy czy Hiszpania, bardzo mocno ukierunkowują Unię w kierunku południowym, tak powinno być rzeczą naturalną, że taki kraj jak Polska kieruje Unię w kierunku wschodnim.
[b]Ale w tej sprawie nie ma chyba sporu między głównymi siłami politycznymi w Polsce. [/b]
Różnice są jednak coraz bardziej wyraźne.
[b]Projekt Partnerstwa Wschodniego, cokolwiek powiedzieć, został jednak polskimi rękami wprowadzony.[/b]
Oby się rozwijał. Tylko żeby to nie był kwiatek do kożucha, który zakończy się na paru programach edukacyjnych i ogólnorozwojowych.
[b]Ale lepiej, że jest. Od czegoś trzeba zacząć. Dotąd nie było nic.[/b]
Było. To polska polityka wschodnia, od początku lat 90. do niedawna przedmiot konsensusu politycznego. A na razie owo partnerstwo to głównie forma. Dobrze, że je mamy, ale nie poprzestawajmy na tym. Oby nie przysłoniło ono naszych rzeczywistych priorytetów. Spróbujmy to rozwijać i iść dalej. Nie bójmy się podmiotowego uczestnictwa w Unii Europejskiej. Na pewno nie osiągniemy wszystkich celów, nie jesteśmy potęgą, ale próbujmy się promować, pokazywać swoje cele i budować koalicje. Samo pozowanie do miłych zdjęć nie wystarczy.
[b]To brzmi ogólnie słusznie. Ale co to znaczy konkretnie w dzisiejszej sytuacji?[/b]
Na przykład bardzo aktywną grę o to, by Partnerstwo Wschodnie uległo rozszerzeniu. Jeżeli Unia Europejska jest w stanie na współpracę w basenie Morza Śródziemnego przeznaczyć 16 miliardów euro, a na Partnerstwo Wschodnie 600 milionów na pięć krajów, to pokazuje skalę różnicy.
[b]Pamiętajmy jednak, że Francja i Hiszpania prowadzą te działania od dawna i ich siła w Unii jest znacznie większa od naszej.[/b]
Zgoda, ja nie mówię od razu o 16 miliardach, ale może choć dwa. Na pewno więcej, na pewno możemy budować mocniejsze koalicje w tej sprawie. Na pewno możemy bardziej promować interes naszych wschodnich partnerów. Tak jak naszym kolegom z południowej Europy udało się przekonać całą Unię, że basen Morza Śródziemnego jest dla wszystkich ważny, tak my musimy przekonać, że wschód jest ważny dla całej Unii.
[b]Zgadzam się z panem. Ale pamiętajmy, że na południu nie ma takiego państwa jak Rosja, a z drugiej strony nie ma takich Niemiec czy Francji, które chcą być z tą Rosją blisko i robić z nią interesy. Tam nie ma tak sprzecznych interesów.[/b]
To prawda i tu wracamy do najważniejszej sprawy. Zasad funkcjonowania Unii Europejskiej. To musi być związek solidarny, w którym dostrzegane są interesy krajów średnich czy mniejszych. Nie jest żadnym argumentem to, że ktoś chce robić interesy z Rosją. Niech robi. Na zdrowie. Tylko nie może to być żadnym argumentem za pomijaniem Ukrainy czy lekceważeniem Kaukazu. Trzeba głośno mówić o gazociągu północnym, który jest wyjątkowo szkodliwy z naszego punktu widzenia, ale też krajów bałtyckich i naszych południowych sąsiadów. Jeżeli ktoś mówi: „nie wychylajcie się, bo my tu robimy poważne interesy”, to znaczy, że nie rozumie, czym jest Unia.
[b]Ale takie są realia.[/b]
Musimy je brać pod uwagę. Bierzmy pod uwagę Rosję. Natomiast jeśli chcemy prowadzić poważną politykę i dbać o nasze bezpieczeństwo energetyczne, dbać o nasze interesy, to musimy namawiać Europę do śmiałych kroków i tłumaczyć im, na czym to polega.
[b]Minister Sikorski pewnie by się z panem w stu procentach zgodził.[/b]
Jeżeli minister Sikorski bardzo ostro krytykuje ministra Becka, uważa, że to była tromtadracja, to należy zapytać, czy powinniśmy się śmiać z tych, którzy podkreślają podmiotowość polską. Czy powinniśmy robić wszystko, by tylko znaleźć się w mainstreamie.
[b]To była chyba tylko figura retoryczna ze strony szefa MSZ.[/b]
Minister Sikorski w swoim czasie przy okazji dyskusji o gazociągu północnym mówił o pakcie Ribbentrop-Mołotow. Bardziej rozumiem tamtego ministra Sikorskiego niż obecnego. Nie dlatego, że użył wtedy tak mocnej figury retorycznej, ale dlatego, że dokładnie zidentyfikował zagrożenie. Powiedział dokładnie to, o co chodzi. Takiego Radosława Sikorskiego lubię i popieram. Natomiast takiego, który mówi o Józefie Becku jako o awanturniku nie bardzo rozumiem. My jesteśmy krajem, który – jak mówi Dariusz Gawin – nie powinien sobie przypisywać roli kogoś, kto obserwuje, jak się zachowują ci więksi. Niektórzy uważają, że powinniśmy obserwować, jakie są dominujące tendencje, podczepić się pod największych i wtedy będziemy mieli święty spokój. Jakoś przeżyjemy. To droga donikąd. Całe nasze doświadczenie historyczne pokazuje, że tak nie można, że sami musimy określać to, co jest ważne, i musimy o to walczyć.
[b]Ale jak? Waleniem pięścią w stół trendów się nie odwróci.[/b]
Pewnie, że nie. Ale fałszywy jest obraz, że albo podpinamy się pod mainstream, albo walimy pięścią w stół. Pomiędzy tym jest rozległa przestrzeń, gdzie można prowadzić rozmaite działania.
[b]Jakie?[/b]
Próbujmy budować koalicje w sprawie bezpieczeństwa energetycznego. Na przykład z Rumunią. Z naszymi południowymi sąsiadami. Z państwami bałtyckimi. Bądźmy bardziej aktywni. Rozmawiajmy więcej. Nie wstydźmy się tych działań. Zajmijmy się poważnym wsparciem dla projektu Nabucco. Spróbujmy przekonać naszych partnerów europejskich, że takie finansowanie, z jakim mamy do czynienia w przypadku gazociągu północnego, przez EBOiR czy inne banki to przesada. Wiem, że to niełatwe. Ale trzeba działać. W każdej sprawie warto walczyć do końca. Mainstream nie ma monopolu na słuszność. Polecam dobry film instruktażowy w tej sprawie, niestety spoza Unii Europejskiej. Amerykański western „Rio Bravo”. Pokazuje, jak należy prowadzić skuteczną politykę i osiągać cele. Przypomnę: szeryf – w cywilu John Wayne – wygrywa tam zupełnie beznadziejną sprawę w walce ze złoczyńcą. Szeryf korzysta z poparcia osób, które zostały społecznie odrzucone.
[b]To już przynajmniej wiemy, jak będzie pan budował wizerunek Lecha Kaczyńskiego w kampanii wyborczej.[/b]
Ale niestety nie będę śpiewał tak ładnie jak Dean Martin. Istotne jest przesłanie tego filmu – nie należy się poddawać.
[i]Władysław Stasiak, urzędnik państwowy i samorządowy, był ministrem spraw wewnętrznych i administracji w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, były szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Obecnie szef Kancelarii Prezydenta RP.[/i]