Zapisy podsłuchów i inne dokumenty świadczą, że zeznający w czwartek młody działacz PO był aktywnym uczestnikiem najważniejszych zdarzeń afery. Nie tylko o niej ma ogromną wiedzę. Był u Mirosława Drzewieckiego jako ministra sportu szefem gabinetu politycznego. Wcześniej – asystentem Donalda Tuska i Grzegorza Schetyny, pełnomocnikiem finansowym kampanii PO, dyrektorem jej biura parlamentarnego.
Czy swą wiedzą zechce się podzielić z komisją? Raczej weźmie winy innych na siebie w nadziei, że zostanie mu to zrekompensowane.
Rosół zeznawał już w prokuraturze i CBA, gdzie twierdził, że o akcji biura nic nie wiedział, że na spotkaniu z Magdaleną Sobiesiak w Pędzącym Króliku mówił jej nie o CBA, tylko o donosach. Z tego powodu miała zrezygnować ze starań o posadę w zarządzie Totalizatora Sportowego.
Wersja Rosoła jest dziurawa. Twierdzi, że owe donosy to pisma od Marka Przybyłowicza, byłego doradcy Totalizatora. Ale Przybyłowicz mówi "Rz", że nic nie wiedział o kandydaturze Sobiesiakówny. W dodatku Rosół spotykał się z nim w końcu 2008 r., a starania o jej o zatrudnienie zaczęły się kilka miesięcy później. Dlaczego rzekome donosy wtedy nie przeszkadzały?
Sprawa Sobiesiakówny to z jednej strony podstawa do zarzutów o przeciek, z drugiej o protekcję.