Najbardziej warszawski pisarz (choć szczególarze uściślą, że z podwarszawskich Włoch rodem) kończy dzisiaj 75 lat. Niezmiennie w dobrej formie pisarskiej, czuły jak sejsmograf na to, co niesie współczesność, zabierający głos w ważnych sprawach społecznych i politycznych, jak kilka dni temu, gdy zaapelował o podpisywanie się pod listem profesorów Uniwersytetu Adama Mickiewicza w obronie Instytutu Pamięci Narodowej.
Od 1958 roku, kiedy to zadebiutował tomem opowiadań „Ten stary złodziej”, edycja każdej jego książki stawała się wydarzeniem. Jest mistrzem krótkich form prozatorskich, używa języka oszczędnego, lapidarnego, precyzyjnego. W historii powojennej literatury polskiej na trwałe zapisały się takie jego zbiory opowiadań, jak „Benek Kwiaciarz”, „Wesele raz jeszcze”, „Gdzie jest droga na Walne”, „Książę Nocy”. Po 13 grudnia 1981 roku przedstawił najbardziej gorące świadectwo tamtego czasu: „Raport o stanie wojennym”. Nagrodzony został za niego podwójnie – nagrodą „Solidarności” i aresztowaniem „za działalność na szkodę interesów PRL”. Publikował w drugim obiegu, odkąd powstały podziemne wydawnictwa. Tam miały swoje pierwodruki tak ważne jego książki, jak: „Dwa dni z Aniołem”, „Grisza, ja tiebia skażu”, „Karnawał i post”.
W wolnej Polsce bezbłędnie wyczuł klimat nowych czasów, ostrym piórem rozprawiając się zarówno ze świeżo upieczonymi milionerami, którym słoma wystawała z butów, jak i z polityką grubej kreski. O nie za radosnej rzeczywistości pisał w takich książkach, jak: „Homo Polonicus”, „Stygmatycy”, „Psie Głowy”. Zdecydowanie poparł za to ideę IV Rzeczypospolitej.
W Warszawie zna wszystkich i znają go wszyscy. Jest zawsze tam, gdzie bije tętno stolicy. Nam, w „Rzeczpospolitej”, od czasu do czasu powierza swoje teksty. Marku – sto lat!