Nie powinniśmy drzeć kotów z Unią

Polska ma powody, aby cenić Amerykę, ale nie może występować w roli republiki bananowej – mówi politolog Roman Kuźniar w rozmowie z Wojciechem Lorenzem

Aktualizacja: 21.11.2007 12:32 Publikacja: 21.11.2007 01:59

Czym nowy rząd zajmie się przede wszystkim w polityce zagranicznej? Poprawą wizerunku Polski?

Pierwszy okres to będzie powrót Polski na scenę międzynarodową w takiej formie, w jakiej występowała na niej po 1989 roku. Musimy się pokazać jako partner poważny, odpowiedzialny i obliczalny, który potrafi twardo bronić swoich interesów, ale rozumie realia otaczającego go świata. Dobry wizerunek pomaga, więc nie można lekceważyć zabiegów z tym związanych. Musimy wrócić do gry, ale w innym stylu, niż to rozumiał poprzedni premier, który mawiał, że „polityka to twarda gra”. Takie podejście zaszkodziło Polsce. Polegało ono na fundamentalnym niezrozumieniu otaczającej nas rzeczywistości międzynarodowej, niepoprawnym definiowaniu interesów narodowych, ignorowaniu oczekiwań społecznych i niskich kompetencjach. To był dramat polskiej polityki zagranicznej. Nawet jeśli mieliśmy rację, walczyliśmy o to w sposób niesłychanie niekompetentny. W efekcie pogorszył się nie tylko wizerunek, ale i pozycja Polski.

Jak powinna wyglądać polityka kompetentna i skuteczna?

Trzeba zacząć od zdefiniowania najważniejszych kierunków polityki zagranicznej. Wszystkie podstawowe interesy Polski mogą być realizowane i zaspokajane w ramach Unii Europejskiej. Poprzedni rząd traktował Unię jak sztuczny twór. Takim sformułowaniem posłużył się z rok temu polski przywódca. A Unia istnieje po to, aby pomagać krajom członkowskim, a nie im szkodzić. Musimy być uczestnikiem, partnerem, a nie kimś, kto nieustannie drze koty z pozostałymi krajami. To też sprawa profesjonalizmu ludzi, którzy reprezentują Polskę, ich wykształcenia, pozycji, znajomości świata. Kompetencje się liczą tak jak w każdej dyscyplinie. Początkującego szachisty nie sadza się do gry z arcymistrzem, bo wynik jest łatwy do przewidzenia.

Oznacza to, że nowy rząd w przeciwieństwie do poprzedniego, pogodzi się z faktem, że w UE czy NATO są równi i równiejsi?

Zawsze trzeba umieć ocenić, jakie cele są możliwe do osiągnięcia. Są supermocarstwa, kraje większe i mniejsze, ale państwa słabsze mogą skutecznie bronić swoich interesów, jeżeli czynią to w sposób kompetentny. W przeciwnym razie pozostaje fanfaronada i śmieszność. Niedawno w Polsce panowało mylne wyobrażenie, że świat to dżungla, gdzie czyhają niebezpieczeństwa, a my musimy się bronić. Skuteczność nie polega na wymachiwaniu szablą. Przypomnę słowa jednego z posłów, który mówił, że gdyby pan premier Kaczyński był w Monachium (gdzie przemawiał Władimir Putin – przyp. red.), to doszłoby do rękoczynów. To przecież śmieszne.

Czy budowa naszej pozycji w Unii odbędzie się kosztem relacji z USA?

Na pewno tak nie będzie. Platforma Obywatelska docenia zarówno europejski, jak i atlantycki wymiar polityki zagranicznej. Jeżeli nam się teraz zdaje, że PO jest nadmiernie proeuropejska, to tylko dlatego, że rząd chce odzyskać Unię Europejska dla polskich interesów narodowych. Zamierza ją traktować jako ważny instrument do osiągania tych celów. Ale nie oznacza to, że muszą ucierpieć nasze stosunki ze Stanami Zjednoczonymi. Tak samo nie powinny ucierpieć przez wycofanie naszych wojsk z Iraku czy przedefiniowanie naszej obecności w Afganistanie. Polska ma powody, aby cenić Amerykę i utrzymywać z nią bliskie relacje, ale jest wolnym demokratycznym krajem i nie może występować w roli republiki bananowej. Polityka ostatnich lat osłabiła poparcie Polaków dla USA. Myślę, że teraz rząd spróbuje przywrócić poparcie społeczne dla bliskich więzi z Ameryką. Polacy mają powody, aby chcieć obecności amerykańskiej w Europie, ale są także proeuropejscy.

A czy ceną za poprawę stosunków z Unią Europejską i Rosją będzie rezygnacja z tarczy antyrakietowej?

Unia nie domagała się od Polski rezygnacji z udziału w programie antyrakietowym. Były zastrzeżenia nie ze strony Unii, tylko poszczególnych krajów i kręgów opiniotwórczych. Proszę posłuchać, co mówią wybitni znawcy stosunków międzynarodowych, chociażby Norman Davies czy Niall Fergusson. Ich zdaniem ten projekt jest irracjonalny. Platforma podchodzi do budowy amerykańskiej bazy otwarcie. Obecni ministrowie spraw zagranicznych i obrony nie kierują się ideologią. Jeżeli uda się wynegocjować takie porozumienie, które nie będzie szkodzić naszemu bezpieczeństwu, a wręcz je wzmocni, to wtedy warto o tym rozmawiać. Gdyby jednak miało się to odbyć na warunkach amerykańskich, tak jak dotąd, to nie należy tego akceptować.Z Moskwą sprawa jest bardziej skomplikowana, bo baza rzeczywiście ma wpływ na środowisko geostrategiczne Rosji. Jestem ostatnią osobą, która kierowałaby się rosyjskimi interesami bezpieczeństwa, ale trzeba rozumieć ich sprzeciw. Niektóre kraje na tym systemie zyskują, inne tracą i będą chciały sobie to zrekompensować. Rosjanie będą się sprzeciwiać tarczy i to będzie wpływać na stosunki polsko-rosyjskie. Ale nie w sposób definitywny.

To jak, pana zdaniem, powinna wyglądać nasza polityka wobec Rosji?

Rosjanie są trudnym partnerem. Przewaga atutów jest po ich stronie. Można się starać o poprawę stosunków, ale niekoniecznie musimy osiągnąć efekty. Tylko, że poprzedni rząd nie osiągnął rezultatów, bo się w ogóle nie starał. Nowy rząd może przynajmniej zrobić tyle, aby nie oskarżać go, że to on jest przyczyną złych relacji. W ten sposób można wytrącić Rosji argument, że jesteśmy rusofobami. Na krótką metę możliwe jest ocieplenie za pomocą pozytywnych gestów z obu stron. Ale pamiętajmy, że w Rosji mamy kampanię wyborczą, w czasie której na użytek wewnętrzny robi się nieprzyjazne gesty wobec zagranicy. Niedawno było też tak w Polsce. Długofalowa poprawa jest możliwa raczej w perspektywie kilku lat. Aby doszło do trwałych zmian, musimy być cierpliwi i lisio przebiegli, ale w pozytywnym sensie tego określenia. Musimy być bardziej Tallyerandem niż zagończykiem.

Roman Kuźniar jest politologiem, dyplomatą, profesorem Uniwersytetu Warszawskiego. Doradzał PO w sprawach międzynarodowych

Czym nowy rząd zajmie się przede wszystkim w polityce zagranicznej? Poprawą wizerunku Polski?

Pierwszy okres to będzie powrót Polski na scenę międzynarodową w takiej formie, w jakiej występowała na niej po 1989 roku. Musimy się pokazać jako partner poważny, odpowiedzialny i obliczalny, który potrafi twardo bronić swoich interesów, ale rozumie realia otaczającego go świata. Dobry wizerunek pomaga, więc nie można lekceważyć zabiegów z tym związanych. Musimy wrócić do gry, ale w innym stylu, niż to rozumiał poprzedni premier, który mawiał, że „polityka to twarda gra”. Takie podejście zaszkodziło Polsce. Polegało ono na fundamentalnym niezrozumieniu otaczającej nas rzeczywistości międzynarodowej, niepoprawnym definiowaniu interesów narodowych, ignorowaniu oczekiwań społecznych i niskich kompetencjach. To był dramat polskiej polityki zagranicznej. Nawet jeśli mieliśmy rację, walczyliśmy o to w sposób niesłychanie niekompetentny. W efekcie pogorszył się nie tylko wizerunek, ale i pozycja Polski.

Pozostało 84% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości