Na przekór tezie o nieomylności Jarosława Kaczyńskiego naród nie uwierzył, że czarne jest białe, a białe jest czarne. Wiara jednak przetrwała i odnalazła się w śmiałej diagnozie sformułowanej przez Marka Migalskiego na łamach „Rzeczpospolitej” („Wegetarianin dyrektorem rzeźni”, 11 grudnia 2007 r.).
Tusk jest anachroniczny, a Kaczyński nowoczesny! Tak brzmi szokująca teza ocierająca się o przewrót kopernikański w politologii! Zdemaskowana została naiwność setek tysięcy młodych, wykształconych Polaków, którzy szturmowali 21 października lokale wyborcze właśnie po to, by skończyć z rządami PiS, które wydawały im się żałośnie anachroniczne, a nawet zniesławiające Polskę...
Przyznam, że Migalski, mający ostatnio kłopoty z trafnością przewidywań, nie idzie na łatwiznę w doborze argumentów. Nie szuka ich w dziedzinie ekonomii, gdzie nowoczesność premiera posiadającego „konto u mamy” wprost rzuca się w oczy. Z jego głęboką nieufnością wobec rynku i podejrzliwością wobec przedsiębiorców. Tak szczerą, że okazał się bardziej wiarygodny dla elektoratu Samoobrony niż sam Lepper.
Migalski nie czerpie też z oryginalnej doktryny zagranicznej IV RP, która robi wrażenie, jakby ocknęła się w połowie lat 30. zeszłego stulecia, widząc Polskę okrążoną przez wrogie mocarstwa.
Miarą anachronizmu i postępowości jest stosunek do państwa. Ryzykowny teren, na który nie wyprawiali się dotąd w poszukiwaniu nowoczesności Jarosława Kaczyńskiego najbardziej odważni wyznawcy IV RP. Wczytując się z rosnącym zdumieniem w wywody Migalskiego, zupełnie nie pojmuję, jak można pomylić „propaństwową postawę” z etatyzmem i zachłannością na władzę. Migalski potrafi!