Na pierwszy rzut oka rok 2008 otwiera wykształciuchom wspaniałe perspektywy. O ile poprzednia władza chciała się podobać „zwykłym ludziom”, a za najlepszy sposób przypodobania się im uważała demonstracyjne dokopywanie elitom, o tyle nowa, wręcz przeciwnie, kłoni się przed autorytetami, a podobać się chce przede wszystkim mediom – mediom, które z kolei postrzegają świat w sposób typowy dla odbiorcy postinteligenckiego. Nasza obrazowanszczina, do niedawna żyjąca w poczuciu oblężenia przez chamstwo zbuntowane, znowu ma poczucie znaczenia, znowu wierzy, że przewodzi, tworzy wzorce i kształtuje opinie – a to jest dla niej niezwykle ważne.Problem, że gdy Kaczyńscy mieli jakąś wizję Polski – można się spierać, czy dobrą, ale jakąś – to Tusk zdaje się nie mieć ambicji większych niż w miarę sprawne administrowanie status quo. Czwarta Rzeczpospolita się skończyła, ale nie wiadomo, co się właściwie zaczęło – piąta, znowu trzecia czy jeszcze coś innego? Niektórym to właśnie się w Tusku podoba. Niesłusznie. Doświadczenie uczy, że jeśli rządzący politycy nie mają spójnej, całościowej wizji państwa, to pod osłoną ich władzy swoje wizje, partykularne i z reguły sprzeczne z interesem ogółu, realizują rozmaite lobby.
Nawet jeśli nauczony doświadczeniem poprzedników obecny rząd zdoła się ustrzec przed problemami korupcyjnymi, oddanie pola grupom interesu prędzej czy później musi spowodować niezadowolenie. Owa młodzież, z której pójścia do urn tak cieszy się dziś obrazowanszczina, chce robić zawodowe kariery. Tymczasem w większości inteligenckich zawodów ścieżki kariery i awansu są poblokowane przez powiązanych wspólnym interesem i mających w ręku narzędzia korporacyjnych uprawnień zgredów. Kaczyński przynajmniej obiecywał młodym prawnikom (i nie tylko), że im w walce o swoje pomoże, choć niewiele zdziałał. Tusk nawet nie obiecuje i na dzień dobry oddał władzę nad światem prawniczym starym korporacyjnym układom (pardon, autorytetom). To sprawi, że z jednej strony wzbierać będzie gniew przymuszanych do ciągłego terminowania „kotów”, z drugiej – społeczeństwa, notorycznie przepłacającego za marne i trudno dostępne usługi prawnicze (i inne).
A wzbierający gniew w końcu musi znaleźć ujście.
Nic nie zapowiada, by rok 2008 przyniósł przełom w zmaganiach z rozliczeniem komunistycznej przeszłości. Choć przed wyborami PO zapowiadała projekt ustawy całkowicie otwierającej archiwa IPN, to po wyborach do tego pomysłu nie wróciła. Podobnie nie jest priorytetem dla PO wspieranie prac IPN – instytut pozbawiony przez koalicję pod koniec roku znaczącej części swego budżetu będzie musiał w jakimś zakresie ograniczyć swoje zadania. Dla IPN oznacza to kłopoty, dla nas wszystkich pogorszenie i tak ciągle reglamentowanego dostępu do wiedzy o PRL.Dla IPN ten rok będzie czasem umorzeń kilkudziesięciu postępowań wszczętych przeciw sędziom stanu wojennego, którzy skazali na drakońskie kary działaczy „Solidarności” – to skutek przyjętej pod koniec grudnia uchwały Sądu Najwyższego. Wznowiony natomiast zostanie proces w sprawie masakry górników na Wybrzeżu w grudniu 1970 roku, w którym odpowiada generał Jaruzelski. Trudno po dotychczasowych kilkunastoletnich doświadczeniach wnosić, kiedy się zakończy. W grudniu premier Tusk zapowiedział powstanie raportu odpowiadającego na pytanie, dlaczego dotąd w sprawie Grudnia ,70 nie wymierzono prawnej sprawiedliwości. Raport miał powstać szybko – może więc przynajmniej on ujrzy światło dzienne w 2008 roku.
Nie należy się też spodziewać przeprowadzenia przez Sejm ustawy dezubekizacyjnej zaproponowanej przez PiS i mającej na celu odbieranie przywilejów funkcjonariuszom służb specjalnych. PO, mimo że w przeszłości deklarowała, iż nie może być tak, by oficerowie SB mieli większe emerytury niż nauczyciele, teraz mówi otwarcie – żadnej dezubekizacji nie będzie.