Co przyniesie nowy rok – prognozują publicyści „Rzeczpospolitej”

Aktualizacja: 02.01.2008 01:40 Publikacja: 02.01.2008 01:37

Na pierwszy rzut oka rok 2008 otwiera wykształciuchom wspaniałe perspektywy. O ile poprzednia władza chciała się podobać „zwykłym ludziom”, a za najlepszy sposób przypodobania się im uważała demonstracyjne dokopywanie elitom, o tyle nowa, wręcz przeciwnie, kłoni się przed autorytetami, a podobać się chce przede wszystkim mediom – mediom, które z kolei postrzegają świat w sposób typowy dla odbiorcy postinteligenckiego. Nasza obrazowanszczina, do niedawna żyjąca w poczuciu oblężenia przez chamstwo zbuntowane, znowu ma poczucie znaczenia, znowu wierzy, że przewodzi, tworzy wzorce i kształtuje opinie – a to jest dla niej niezwykle ważne.Problem, że gdy Kaczyńscy mieli jakąś wizję Polski – można się spierać, czy dobrą, ale jakąś – to Tusk zdaje się nie mieć ambicji większych niż w miarę sprawne administrowanie status quo. Czwarta Rzeczpospolita się skończyła, ale nie wiadomo, co się właściwie zaczęło – piąta, znowu trzecia czy jeszcze coś innego? Niektórym to właśnie się w Tusku podoba. Niesłusznie. Doświadczenie uczy, że jeśli rządzący politycy nie mają spójnej, całościowej wizji państwa, to pod osłoną ich władzy swoje wizje, partykularne i z reguły sprzeczne z interesem ogółu, realizują rozmaite lobby.

Nawet jeśli nauczony doświadczeniem poprzedników obecny rząd zdoła się ustrzec przed problemami korupcyjnymi, oddanie pola grupom interesu prędzej czy później musi spowodować niezadowolenie. Owa młodzież, z której pójścia do urn tak cieszy się dziś obrazowanszczina, chce robić zawodowe kariery. Tymczasem w większości inteligenckich zawodów ścieżki kariery i awansu są poblokowane przez powiązanych wspólnym interesem i mających w ręku narzędzia korporacyjnych uprawnień zgredów. Kaczyński przynajmniej obiecywał młodym prawnikom (i nie tylko), że im w walce o swoje pomoże, choć niewiele zdziałał. Tusk nawet nie obiecuje i na dzień dobry oddał władzę nad światem prawniczym starym korporacyjnym układom (pardon, autorytetom). To sprawi, że z jednej strony wzbierać będzie gniew przymuszanych do ciągłego terminowania „kotów”, z drugiej – społeczeństwa, notorycznie przepłacającego za marne i trudno dostępne usługi prawnicze (i inne).

A wzbierający gniew w końcu musi znaleźć ujście.

Nic nie zapowiada, by rok 2008 przyniósł przełom w zmaganiach z rozliczeniem komunistycznej przeszłości. Choć przed wyborami PO zapowiadała projekt ustawy całkowicie otwierającej archiwa IPN, to po wyborach do tego pomysłu nie wróciła. Podobnie nie jest priorytetem dla PO wspieranie prac IPN – instytut pozbawiony przez koalicję pod koniec roku znaczącej części swego budżetu będzie musiał w jakimś zakresie ograniczyć swoje zadania. Dla IPN oznacza to kłopoty, dla nas wszystkich pogorszenie i tak ciągle reglamentowanego dostępu do wiedzy o PRL.Dla IPN ten rok będzie czasem umorzeń kilkudziesięciu postępowań wszczętych przeciw sędziom stanu wojennego, którzy skazali na drakońskie kary działaczy „Solidarności” – to skutek przyjętej pod koniec grudnia uchwały Sądu Najwyższego. Wznowiony natomiast zostanie proces w sprawie masakry górników na Wybrzeżu w grudniu 1970 roku, w którym odpowiada generał Jaruzelski. Trudno po dotychczasowych kilkunastoletnich doświadczeniach wnosić, kiedy się zakończy. W grudniu premier Tusk zapowiedział powstanie raportu odpowiadającego na pytanie, dlaczego dotąd w sprawie Grudnia ,70 nie wymierzono prawnej sprawiedliwości. Raport miał powstać szybko – może więc przynajmniej on ujrzy światło dzienne w 2008 roku.

Nie należy się też spodziewać przeprowadzenia przez Sejm ustawy dezubekizacyjnej zaproponowanej przez PiS i mającej na celu odbieranie przywilejów funkcjonariuszom służb specjalnych. PO, mimo że w przeszłości deklarowała, iż nie może być tak, by oficerowie SB mieli większe emerytury niż nauczyciele, teraz mówi otwarcie – żadnej dezubekizacji nie będzie.

Gdyby zatem kwestie te zależały od większości parlamentarnej, można by wnosić, że wielkiego postępu w rozrachunkach z komunistyczną przeszłością i tym razem nie należy się spodziewać. Ciężar ujawniania prawdy będzie spoczywał na historykach i dziennikarzach. Zapewne pojawiać się będzie coraz więcej materiałów i informacji, choć nie wszystkie będą publikowane przez główne media.Miniony rok „buntu wykształciuchów” wielu ludziom mediów i nauki wtłoczył do głów, że lustracja jest sprawą nieistotną, a „grzebanie w teczkach” sprzeczne z etyką. Bardzo interesujące będzie obserwować, czy przekonanie to będzie wciąż obowiązujące, czy też wydarzy się coś, co przyniesie zmianę.

Można założyć, że rząd PO – PSL zdaje sobie sprawę ze znaczenia walki z korupcją. Zaniechania w tej mierze z pewnością przełożyć się mogą na jego ocenę. Jednocześnie rząd ten będzie miał w tej kwestii sytuację utrudnioną.

PO dołączyła się do kampanii przedstawiającej walkę z korupcją jako zamach na demokrację i państwo prawa. Działania CBA bez cienia dowodu ogłoszone zostały politycznymi (czytaj: partyjnymi), a czystka w prokuraturze w ogromnej mierze dotknęła prokuratorów aktywnych w zwalczaniu korupcji, zwłaszcza tych, którzy chcieli oczyścić wymiar sprawiedliwości. Dziś funkcjonariusze mający walczyć z korupcją zastanowią się poważnie, zanim podejmą się jej tropienia wśród osób wpływowych. Jeśli odwołany zostanie szef CBA Mariusz Kamiński, to można mieć poważne wątpliwości, czy jego następca nie zawaha się przed prowadzeniem śledztwa przeciw postaciom z establishmentu. Zjawisko to możemy obserwować już dziś w wymiarze sprawiedliwości. Z aresztu wychodzą bohaterowie największych afer, prokuratura podporządkowuje się oczekiwaniom Ryszarda Krauzego i wycofuje przeciw niemu akt oskarżenia, Aleksandra Jakubowska nie tylko zostaje uniewinniona, ale sędzia oburza się, że można było w ogóle postawić jej zarzuty. Wiele z tych faktów dzieje się poza wiedzą opinii publicznej.Walka z korupcją utrudniona jest w Polsce przez katastrofalny stan wymiaru sprawiedliwości. Jego główną bolączką nie jest polityczna dyspozycyjność, ale nieudolność przenikająca się z korporacyjnym nastawieniem. Potężna korporacja prawnicza w Polsce sama staje się rodzajem partii. Działania PiS, jakkolwiek w wielu wymiarach dyskusyjne usiłowały przywrócić obywatelom system państwowej sprawiedliwości. Jedną z przyczyn nagonki na rządy tej partii było narażenie się korporacji prawniczej. Działania obecnego rządu z projektem oddzielenia prokuratury od ministerstwa prowadzą do utrwalenia dawnych porządków i wyeliminowania wszelkich zalążków zmian. Niezawisłość wymiaru sprawiedliwości winna być tylko środkiem do budowy państwa prawa. Może być, jak dziś w Polsce, zaprzeczeniem takiego modelu. Oddzielenie prokuratury od rządu nie może oznaczać braku jego odpowiedzialności za stan prawa w państwie. A można odnieść wrażenie, że tak rozumieją to politycy rządzący dzisiaj Polską.

Rok 2008 zapowiada się jako rok przejściowy. Słabnie siła prezydentury George’a W. Busha, co widać w Iraku, ale też w Pakistanie i Afganistanie. Będzie to miało dla Polski spore konsekwencje – w przypadku Iraku problemem rządu Tuska będzie tylko sprawne wycofanie naszych oddziałów, ale już wzrost siły talibów w Afganistanie na pewno pogorszy sytuację naszych żołnierzy.

Dywagacje, kto zastąpi Busha, źle wpłyną na projekt tarczy rakietowej. Ekipa Donalda Tuska nie bardzo wie, jak się zachować w tej sprawie, więc chętnie będzie pytać, czy Ameryka wytrwa przy tym zamierzeniu.W kwestiach europejskich na czoło wysuwa się ratyfikacja traktatu europejskiego. Jeśli Platforma utrzyma polskie poparcie dla protokółu brytyjskiego (dotyczącego Karty praw podstawowych), uzyska w sejmowym głosowaniu lojalne poparcie ze strony PiS. Jeśli zaś rząd PO – PSL zmieni zdanie, wywoła zapewne wiele żądań, aby przeprowadzić referendum w tej kwestii.

Donald Tusk będzie prawdopodobnie kontynuował politykę uśmiechów i unikania wszelkich konfliktów w Unii Europejskiej. Krokiem w tym kierunku jest powołanie na szefa UKIE Mikołaja Dowgielewicza, człowieka utożsamianego z linią Bronisława Geremka.Jak ułożą się w nowym roku relacje z Niemcami? Berlin ma dla Tuska propozycje, które jedynie opakowują w efektowny celofan twarde stanowisko Niemiec z ostatnich dwóch lat: podłączenie Polski do bałtyckiej rury, osłodzenie Polakom powołania ośrodka wypędzeń udziałem paru polskich historyków w radach naukowych tej placówki i najwyżej jeszcze jedna deklaracja kanclerz Merkel – może w duecie z Tuskiem – potępiająca roszczenia materialne obywateli RFN.Trudno odpowiedzieć na pytania, w którym momencie ocieplania relacji z Angelą Merkel Donald Tusk wygłosi swoje „non possumus”, i czy Niemcy skorygują swoje stanowisko. Otwarta jest też kwestia, jak nowy rząd wyjdzie na gestach wobec Rosji.

Zobaczymy też, czy Polakom spodoba się dyplomatyczny pragmatyzm Tuska, czy może zwycięży wizja nowego premiera jako funny boya – polityka, którego klepie się po plecach, ale z którym mało kto się liczy.

Kiedy Platforma walczyła o zwycięstwo w wyborach 2005 roku, nikt nie miał wątpliwości, że do władzy może przyjść partia wielkich reform. Bo Polska wielkich reform potrzebowała. Partia Tuska władzy nie przejęła i zmieniła swój sposób działania. Charakterystyczne, że dziś nawet życzliwi Platformie komentatorzy nie bardzo wierzą w reformatorski impet obecnego rządu.

Jaki będzie rząd w roku 2008? Rząd pewnie będzie zachowywał się jak zarząd wielkiej korporacji, który robi wszystko, by firma utrzymywała się na plusie, by była dobrze postrzegana i by rada nadzorcza nie miała pretekstu do odwołania go. Taki zarząd nie dokonuje głębokiej restrukturyzacji, dba o dobre bieżące funkcjonowanie, ale nie wyznacza sobie zbyt wielkich celów.

Niewiele wskazuje na to, by ekipa PO – PSL miała zamiar realizować trudne projekty. Nie widzę w oczach Donalda Tuska determinacji do podejmowania ryzykownych decyzji. Jakieś zmiany pewnie będą następować, ale o ich głębokości decydować będzie nastawienie opinii publicznej. Pierwsze tygodnie działania pokazują, że to może być rząd kierujący się przede wszystkim public relations. Decyzje, które mogłyby być źle odebrane, pewnie nie będą podejmowane. Decyzje, które spotkają się ze złym przyjęciem, będą zmieniane.

Rząd zapewne skupi się na poprawie infrastruktury, budowie dróg i stadionów. I pewnie mu się to uda. Ponieważ pieniądze z unijnej kasy będą napływać szerokim strumieniem, gospodarka nie zwolni zbyt drastycznie.Najcięższą przeprawą dla rządu będą protesty społeczne. Nie podejrzewam, by premier Tusk zdecydował się być polską (i męską) wersją Margaret Thatcher, bo to zbyt ryzykowne. Ale ponieważ ma dużą zdolność rozmawiania z ludźmi, wczuwania się w ich nastroje, prawdopodobne jest, że wyjdzie z tego cało i uspokoi nastroje.

Nie wierzę w realne (a nie pozorne) głębokie cięcia wydatków państwa, w porządną reformę KRUS czy weryfikację rent i inne tego typu projekty. To projekty zbyt ryzykowne społecznie. Nie teraz. Może za trzy lata, po wyborach prezydenckich.

Nie ma przesłanek, by twierdzić, że popularność Platformy jakoś radykalnie spadnie w tym roku, choć zapewne też nie utrzyma się na wyśrubowanym poziomie dzisiejszych 50 – 60 procent.

Prawo i Sprawiedliwość będzie w nowym roku szukać swej siły w słabości Platformy. Od tego, w jaki sposób PO upora się z rządzeniem w pierwszym roku sprawowania władzy, będzie w dużym stopniu zależeć kondycja ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego.

Jako formacja opozycyjna partia Kaczyńskiego ma mało efektowną rolę do wykonania. „Jeśli długo będziesz siedzieć nad brzegiem rzeki, to w końcu zobaczysz, jak przepływa nią trup twojego wroga” – to chińskie przysłowie będzie zapewne mottem funkcjonowania tej partii w 2008 roku. Błędy rządu będą dla PiS pożywką. Podobnie zachowywała się w poprzedniej kadencji PO.PiS jednak ma dodatkowe zadanie. Musi bronić swoich dokonań z poprzedniej kadencji. Ich strażnikiem stanie się najprawdopodobniej Lech Kaczyński. Cel prezydenta i partii Jarosława Kaczyńskiego tym razem jest wspólny: osłabić Donalda Tuska, lidera rządzącej partii i potencjalnego kandydata w wyborach prezydenckich.

Po otrząśnięciu się z wyborczej porażki – co dotychczas nie nastąpiło – bracia Kaczyńscy przystąpią do punktowania rządzącej koalicji. Do tego zadania już przygotowują się nowi frontmani, jak choćby posłanka Beata Kempa (poprawniej byłoby pewnie określić ją jako „frontwoman”).Nowe twarze partii Kaczyńskiego będą niezbędne, zwłaszcza że dotychczasowe znaki firmowe polityki PiS – jak były minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro i szef CBA Mariusz Kamiński – mogą mieć kłopoty. PO i LiD będą chciały w komisjach śledczych doprowadzić do ich skompromitowania i wyeliminowania z życia publicznego.Jeśli ten plan Platformy Obywatelskiej się powiedzie, to partię Jarosława Kaczyńskiego czekają poważne kłopoty. Strumyk odchodzących z Prawa i Sprawiedliwości – takich jak Kazimierz Ujazdowski, Paweł Zalewski, prominentni samorządowcy – może się zamienić w wartki nurt.Mniej groźne będzie, jeśli odchodzący z PiS stworzą nowe ugrupowanie. Znacznie niebezpieczniejsze dla interesów PiS byłoby, gdyby zasilili Platformę Obywatelską. Tak czy inaczej – zneutralizowanie broni, jaką mogą być w rękach politycznych przeciwników komisje śledcze, powinno być głównym zadaniem partii Kaczyńskiego w 2008 roku.

Największym marzeniem działaczy SLD jest zdobycie mandatu europosła w 2009 roku. Większość z nich jest bowiem pewna, że obecna lewica w polskim Sejmie zasiada ostatnią kadencję. Nastroje panujące wśród działaczy odpowiadają sytuacji lewicy. Jest ona trudna i nic nie wskazuje na to, żeby 2008 rok przyniósł rozwiązanie jej problemów.

Małe pozaparlamentarne partie nie są w stanie przebić się do społeczeństwa. I nie będą miały na to szansy, dopóki na scenie politycznej będzie funkcjonowała lewica parlamentarna – a więc przynajmniej do końca tej kadencji.

Największe ugrupowanie po lewej stronie, SLD, skupione jest na wewnętrznych konfliktach. Sojusz czekają powyborcze rozliczenia. Wojciech Olejniczak zapewne straci stanowisko, płacąc za porażkę koalicji LiD. Ale niewiele to zmieni. Od czasu odejścia Leszka Millera z funkcji szefa ugrupowania, SLD cierpi na kryzys przywództwa. W partii nie ma nikogo, kto zdołałby pociągnąć za sobą tłumy – nie tylko działaczy, ale przede wszystkim wyborców. Starzy wyjadacze partyjni odeszli, a młodzi nie nauczyli się jeszcze, jak być liderami. Jeśli nie pojawi się przywódca z prawdziwego zdarzenia, partia będzie skazana na wegetację. Wymiana Olejniczaka na innego polityka (nawet na doświadczonego Jerzego Szmajdzińskiego) niewiele zmieni.

Największym problemem lewicy jest jednak LiD. Szyld Lewicy i Demokratów, choć mało popularny, w terenie wypiera dobrze znane logo SLD i kompletnie wyciera z pamięci wyborców nazwy pozostałych partii tworzących tę koalicję. LiD jest w samorządach i w biurach poselskich. Posłowie w mediach wypowiadają się w imieniu Lewicy i Demokratów.Ten dziwaczny, niesformalizowany twór wysysa soki z SLD i pozostałych partii. Ale sam nie rośnie w siłę, bo nie ma w nim chęci do walki. Partie, które go współtworzą, mają zbyt różne interesy, by mogły podążać wspólną ścieżką. Poza tym nie mają pomysłu, jak z formacji, która coraz bardziej schodzi na margines, przedzierzgnąć się w poważną alternatywę dla rządzącej prawicy.

A na znalezienie pomysłu lewica ma rok 2008 – jedyny w tej kadencji bez wyborów. Za dwa lata partie ruszą do boju o europejskie mandaty, a w 2010 roku będą walczyły o samorządy i prezydenturę. Jeżeli teraz lewica nie odbije się od dna, to czeka ją marsz od porażki do porażki.

Próby rozwiązania konfliktów wokół Radia Maryja, możliwe – choć pewnie już nie tak medialne – spory lustracyjne oraz zmiany na ważnych stolicach biskupich. Te kwestie będą zaprzątać głowy obserwatorów życia katolickiego w Polsce.

Okaże się też zapewne, kto – i w jakim stopniu – będzie wpływał na kierunek, w którym podąży polski Kościół. No i kto zostanie jego – może nie liderem – ale przynajmniej twarzą medialną.Sporo zależy od tego, jak zakończy się spór wokół toruńskiej rozgłośni. Jeśli nie dojdzie do wysłania listu do generała redemptorystów i papieża w sprawie ojca Tadeusza Rydzyka, to pozycja kardynała Stanisława Dziwisza osłabnie. Wzmocni się natomiast rola przeciwnika publicznego dyscyplinowania redemptorysty abp. Sławoja Leszka Głodzia. Ten zaś może zmienić diecezję i zostać – nawet – metropolitą (tego rodzaju plotki coraz częściej pojawiają się wśród duchownych). Jeśli tak się stanie – to i tak już spore wpływy tego biskupa w episkopacie staną się jeszcze większe.

Powoli rośnie autorytet abp. Kazimierza Nycza, który, choć unika spektakularnych gestów, dał się poznać jako skuteczny negocjator w relacjach państwo – Kościół. Jego głos był też dobrze słyszany w sporach światopoglądowych. Lubiany przez media, ale twardo trzymający się linii katolickiego środka, metropolita warszawski może wiele zdziałać.Niemały, choć na razie trudny do oceny, wpływ na sytuację w Kościele będą też miały wybory, które odbyły się pod koniec 2007 roku. Chodzi o nowego prowincjała ojców redemptorystów. Jak przyznają sami zakonnicy, ich nowy zwierzchnik jest mniej przychylny angażowaniu autorytetu Kościoła w bieżące rozgrywki polityczne. Może on więc – inaczej niż jego poprzednik – bardziej się zaangażować w próby zakończenia konfliktów, jakie wywołuje działalność ojca Rydzyka.

Nowy rok może stać pod znakiem ostrych sporów światopoglądowych. Wiele wskazuje na to, że wpływowe media będą chciały wymusić na Platformie Obywatelskiej zmianę obowiązującego w Polsce status quo. I już teraz można przewidzieć, że w tych kwestiach potrzebne będzie nie tylko jednoznaczne stanowisko biskupów, ale także ich mniej oficjalne, choć nie mniej ważne, działanie na linii państwo – Kościół.

Na pierwszy rzut oka rok 2008 otwiera wykształciuchom wspaniałe perspektywy. O ile poprzednia władza chciała się podobać „zwykłym ludziom”, a za najlepszy sposób przypodobania się im uważała demonstracyjne dokopywanie elitom, o tyle nowa, wręcz przeciwnie, kłoni się przed autorytetami, a podobać się chce przede wszystkim mediom – mediom, które z kolei postrzegają świat w sposób typowy dla odbiorcy postinteligenckiego. Nasza obrazowanszczina, do niedawna żyjąca w poczuciu oblężenia przez chamstwo zbuntowane, znowu ma poczucie znaczenia, znowu wierzy, że przewodzi, tworzy wzorce i kształtuje opinie – a to jest dla niej niezwykle ważne.Problem, że gdy Kaczyńscy mieli jakąś wizję Polski – można się spierać, czy dobrą, ale jakąś – to Tusk zdaje się nie mieć ambicji większych niż w miarę sprawne administrowanie status quo. Czwarta Rzeczpospolita się skończyła, ale nie wiadomo, co się właściwie zaczęło – piąta, znowu trzecia czy jeszcze coś innego? Niektórym to właśnie się w Tusku podoba. Niesłusznie. Doświadczenie uczy, że jeśli rządzący politycy nie mają spójnej, całościowej wizji państwa, to pod osłoną ich władzy swoje wizje, partykularne i z reguły sprzeczne z interesem ogółu, realizują rozmaite lobby.

Pozostało 93% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości