Straszne Kaczory”, „nienawiść”, „zakompleksieni politycy”, „agresja”, „pogarda” – te i inne słowa i określenia, używane przez dwa lata rządów PiS wobec braci Kaczyńskich, nie zniknęły bynajmniej z przestrzeni publicznej wraz z odsunięciem PiS od władzy. Huragan ataku, serwowanego wobec nich przez przeciwników politycznych (ale też i środowiska, które mienią się elitami narodu), po roku nieco zelżał. Jednak tylko w tym sensie, że ucichły absurdalne oskarżenia o „zagrożeniu demokracji” czy o to, że każdy ma „bać się”, bo owi straszliwi politycy na każdego, oczywiście z nienawiści, mogą znaleźć jakiś hak – jak histeryzowano wcześniej.
Teraz zwykłą reakcją jest okazywanie żywiołowej niechęci do wszystkiego, co kojarzy się z Kaczyńskimi i PiS, którzy „dzielą Polaków na lepszych i gorszych” (jak wiadomo oświecone elity nazywające elektorat tej partii „moherowym” i „zakompleksionym” nie dzielą Polaków zupełnie).
[srodtytul]Oszołomy[/srodtytul]
To, co się dzieje, przypomina w wielu momentach propagandową kampanię przeciw oszołomom z początku lat 90. (przypomnę, że oszołomami byli zwolennicy prawicy, rządu Olszewskiego, lustracji, dekomunizacji, a także ci wszyscy, którzy nie byli w stanie docenić wielkości polityków Unii Demokratycznej), jednak skala i stosowane środki są nieporównywalne.
Wówczas w prasie pojawiało się wiele tekstów deprecjonujących obóz „oszołomów”, także pojawiała się dyżurna „nienawiść” i opowieści o „kłótliwych” i żądnych władzy politykach, jednak odbiorca natykał się na to głównie w publicystyce i na stronach politycznych gazet.