O czym nie wolno głośno mówić

Doktor Marek Migalski to jeden z bardziej obiecujących polskich politologów. To również intelektualista niepokorny, który nie poddaje się presji środowiskowych tabu. Jako jedyny pod nazwiskiem publicznie się oburzył na wybranie prof. Jana Iwanka na szefa Instytutu Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Uniwersytetu Śląskiego.

Publikacja: 15.01.2009 04:22

Prof. Iwanek był przez lata agentem SB. W 2007 roku zorganizował antylustracyjny protest na Uniwersytecie Śląskim. Nie poinformował wówczas nikogo o swojej agenturalnej przeszłości. Prawda wyszła na jaw dopiero później. Nie przeszkodziło to w wybraniu go na stanowisko dyrektora instytutu. I nie zadecydowały o tym naukowe osiągnięcia Iwanka, który od swojej habilitacji 20 lat temu nie opublikował nic.

Wystąpienie Migalskiego wywołało skandal na uczelni. Pracownicy naukowi nie gorszyli się jednak faktem, że prestiżową funkcję na uniwersytecie sprawuje osoba niegodna, ale tym, że ktoś o tym głośno powiedział.

List podpisany przez uczelniane koleżeństwo Iwanka jest niezwykły. Nie chodzi o proste zawarte w nim kłamstwa. Chodzi o rozegzaltowaną poetykę pozbawionych konkretów epitetów i wykrzykników. Nie został nawet nazwany „skrzywdzony” naukowiec, tak jak i jego „nielojalny” kolega z uczelni. Ale wymowa jest jednoznaczna. Być może najwięcej o stanie umysłów autorów mówi zdanie, że w karierze uniwersyteckiej nie mogą się liczyć tylko naukowe osiągnięcia. List kolportowany był chyba na wszystkich polskich uczelniach.

A Migalskiemu, skutecznie zniechęconemu do pozostania na Uniwersytecie Śląskim, uniemożliwiono habilitację zarówno we Wrocławiu, jak i w Krakowie. Utrącono go w tajnych głosowaniach, które normalnie traktowane są jako formalność. Dopiero potem następuje jawna procedura habilitacji. Ale tę Migalski musiałby przejść, bo jego książka została wysoko oceniona, a recenzenci występują pod nazwiskami. Dlatego trzeba było do habilitacji nie dopuścić.

Sprawa Migalskiego mówi nam nie tylko o polskich uniwersytetach, gdzie, jak się okazuje, wzajemne krycie nawet najbardziej skompromitowanych postaci urasta do rangi zasady naczelnej, a złamanie zmowy milczenia, aby ukazać nieprawość, staje się niewybaczalną zbrodnią. Mówi nam ona o atmosferze duchowej w Polsce. Dwadzieścia lat temu 20-letni Migalski organizował antyreżimowe grupy podziemne, Iwanek był wtedy po drugiej stronie. Dziś to Iwanek może utrącić Migalskiego, mimo że naukowo nie dorasta mu do pięt.

[b][link=http://blog.rp.pl/wildstein/2009/01/15/o-czym-nie-wolno-glosno-mowic/] skomentuj na blog.rp.pl/wildstein[/link][/b]

Prof. Iwanek był przez lata agentem SB. W 2007 roku zorganizował antylustracyjny protest na Uniwersytecie Śląskim. Nie poinformował wówczas nikogo o swojej agenturalnej przeszłości. Prawda wyszła na jaw dopiero później. Nie przeszkodziło to w wybraniu go na stanowisko dyrektora instytutu. I nie zadecydowały o tym naukowe osiągnięcia Iwanka, który od swojej habilitacji 20 lat temu nie opublikował nic.

Wystąpienie Migalskiego wywołało skandal na uczelni. Pracownicy naukowi nie gorszyli się jednak faktem, że prestiżową funkcję na uniwersytecie sprawuje osoba niegodna, ale tym, że ktoś o tym głośno powiedział.

Publicystyka
Marek Kutarba: Jak Polska chce patrolować Bałtyk bez patrolowców?
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Rafał Trzaskowski musi przestać być warszawski, żeby wygrać wybory
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: Gruzja w ślepym zaułku. Dlaczego nie mogło być inaczej?
Publicystyka
Andrzej Łomanowski: Rosjanie znów dzielą Ukrainę i szukają pomocy innych
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Publicystyka
Zaufanie w kryzysie: Dlaczego zdaniem Polaków politycy są niewiarygodni?
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska