Ten napis, który został umieszczony na fragmencie stoczniowego muru, mijać będzie teraz każda wycieczka zwiedzająca niemiecki Bundestag. Dobrze się stało, że wspólne obchody 20. rocznicy początku końca komunizmu zostały uwieńczone „widocznym znakiem” symbolizującym wpływ, jaki ruch „Solidarności” wywarł na wolność Niemiec.
Dobrze, że Niemcy zadbali o to, aby rocznica obalenia muru berlińskiego bardziej kojarzyła się z odwagą wolnych Polaków i wolnych Niemców niż z ustaleniami wielkich mocarstw. A jeszcze dziesięć lat temu rocznica obalenia muru była okazją do fetowania przywódcy ZSRR Michaiła Gorbaczowa, który na wzór Świętego Mikołaja miał przynieść Niemcom zjednoczenie. W tym roku na szczęście dominuje szacunek dla odwagi mężnych ludzi, którzy nie czekając na sygnał z góry, sami wywalczyli tyle wolności, ile mogli.
To dziedzictwo jest ważne także obecnie. Hasło: „Nie ma wolności bez solidarności” można przecież pojmować w kontekście troski Polski o to, by w Unii naczelną zasadą była nowa solidarność – bezpieczeństwa energetycznego. Dlatego w czasie spotkania prezydiów Sejmu i Bundestagu poruszono kwestię powołania rady ds. energetyki.
Dobrze też, że wczoraj polscy parlamentarzyści zwrócili uwagę niemieckim kolegom, iż powrót w Niemczech hasła „prawo do ojczyzny” w Polsce jest przyjmowany z niepokojem. Gdyby to w Polsce ogłoszono prawo Kresowian do powrotu do Wilna i Lwowa, nikt w Europie nie zostawiłby tego bez komentarza.
Przed nami 70. rocznica wybuchu II wojny światowej oraz 20. rocznica upadku muru berlińskiego. Jedna rocznica tragiczna, a druga optymistyczna. Jeżeli także obchodom tych wydarzeń nadamy mądry sens, wizje historii po obu stronach Odry częściej będą łączyć, niż dzielić.