Nigdy jeszcze tak wielu nie wiedziało tak wiele o wszystkim. Media prześcigają się w dostarczaniu nam wciąż nowej informacji i nikomu nie udaje się niczego ukryć. Dowiadujemy się o najintymniejszych i najtajniejszych sprawach natychmiast, a nawet jeszcze wcześniej.
Może dlatego, wedle badania opinii publicznej opublikowanego w "Gazecie Wyborczej", Polacy są zadowoleni jak nigdy. Choć mówił mi pewien bardzo sędziwy socjolog, że w czasach saskich stopień zadowolenia Polaków był jeszcze wyższy.
Mówiąc kolokwialnie, urzędową polszczyzną, stopień uszczegółowienia informacji o Polsce i świecie współczesnym jest w tym temacie przodujący, to znaczy nie tylko dorównuje, ale nawet wyprzedza. Teraz wystarczy tylko zastosować klasyczną metodę dedukcji, którą każdy Polak zna z pism Conan Doyle'a, i złożyć sobie to bogactwo w jakiś spójny światopogląd.
Jednostki bardziej wysublimowane mogą dodatkowo użyć dialektyki, żeby im się w tym światopoglądzie zmieściły także bez konfliktu i w harmonijnej jedności wszystkie sprzeczności. Niestety, ludzie są leniwi i nikomu się nie chce. Polacy snują się wewnątrz tego społeczeństwa informacyjnego z gotowym światopoglądem i, zamiast go kształtować, wciąż na nowo, w miarę poszerzania wiedzy, po prostu przyjmują do wiadomości to tylko, co im do niego pasuje i co go wzmacnia. A odrzucają wszystko, co mogłoby go boleśnie naruszyć.
Jest to zapewne powód, dla którego niemal nikt nie oburza się i nie czuje wstrząśnięty informacjami o podważaniu niezależności NIK albo próbach spustoszenia rezerw NBP czy ograniczenia autonomii sądownictwa. To nie narusza odziedziczonego po przodkach światopoglądowego przekonania, że władza państwowa może być, jeśli tylko chce, absolutna.