Wśród mieszkańców tego kibucu było kilkudziesięciu żołnierzy, którzy w kwietniu 1943 roku bili się w Warszawie w powstaniu żydowskim, potem wydostali się na drugą stronę muru i w sierpniu 1944 roku bili się znowu. Tym razem w powstaniu polskim.
Często jeździłem do tego kibucu. Spotykałem się tam z Antkiem Cukiermanem, słynnym zastępcą komendanta powstania w getcie, i jego żoną Cywią Lubetkin. Długie wieczory spędziliśmy na rozmowach o Warszawie i jej historii. Mieście wspólnym. Mieście przed wojną zamieszkanym przez Polaków i Żydów, którzy stanowili 35 procent jego ludności.
W Warszawie mieszkali różni Żydzi: religijni, którzy na ulicach polskiej stolicy czekali na nadejście Mesjasza; świeccy, którzy się całkowicie zasymilowali i głęboko wrośli w polską kulturę; syjoniści, którzy zgrupowani w rozmaitych organizacjach szykowali się do wyjazdu do wymarzonego Erec Izrael; wreszcie lewicowi bundyści, dla których Polska była jedyną ojczyzną.
Dla wszystkich tych ludzi Warszawa była ukochaną stolicą. Symbolem wielonarodowej Polski, w której było miejsce zarówno dla Polaków, jak i dla Żydów. Myślę, że to nie przypadek, iż właśnie to polsko -żydowskie miasto tak bohatersko stawiało opór Trzeciej Rzeszy. Preludium stanowiło powstanie w getcie, a potem doszło do Powstania Warszawskiego, największego wolnościowego zrywu w całej okupowanej Europie.
Obie te bitwy są ze sobą ściśle powiązane. W obu walczyli warszawiacy i w obu walczyli przeciwko temu samemu, wspólnemu wrogowi. Wiadomo, że pomiędzy Polakami a Żydami układało się różnie. Do dziś wielu z nich patrzy na siebie niechętnie. Jak małe wydają się jednak te spory w obliczu wydarzeń roku 1943 i roku 1944. Historia Warszawy nie pozostawia żadnych wątpliwości: Polacy i Żydzi nie byli wrogami. Było dokładnie odwrotnie.