Minister obrony Karl Theodor zu Guttenberg urasta do rangi poważnego rywala pani kanclerz – głosiły kilka miesięcy temu niemieckie media. Przestał nim być w minioną środę, gdy „Süddeutsche Zeitung” opublikował na całej kolumnie obszerne partie z dysertacji doktorskiej niezwykle popularnego ministra i zestawił je z fragmentami prac i artykułów wielu autorów. Brzmiały identycznie. Sprawą zajmuje się obecnie uniwersytet w Bayreuth, alma mater ministra zu Guttenberga. — Proszę o odebranie mi tytułu naukowego — napisał do szacownego gremium uniwersyteckiego doktor zu Guttenberg przyznając się do popełnienia „zasadniczych błędów”. Wykazując skruchę pragnie zachować stanowisko ministra. — To może się udać ale ambitny minister musi się pożegnać z marzeniami o sukcesji po Merkel — twierdzą niemieccy komentatorzy.

To dobra wiadomość dla szefowej niemieckiego rządu, której jeszcze rok temu wróżono, że nie zdoła zapanować nad targaną wewnętrznymi konfliktami koalicją CDU/CSU i FDP. Efektem była niemoc rządu, zarządzanie zamiast rządzenia i odkładanie ad acta niemal każdej decyzji. Od tego czasu sporo się zmieniło. Merkel nie musi się już obawiać landowych baronów CDU z Hesji, Dolnej Saksonii czy Badenii-Wirtembergii, którzy nie czynili przez całe lata tajemnicy ze swych ambicji objęcia przywództwa partii, a w konsekwencji i rządu.

Odszedł z polityki potężny szef heskiej CDU Roland Koch, a Christian Wulff z Dolnej Saksonii został prezydentem RFN, praktycznie rzecz biorąc z polecenia Angeli Merkel. Wtedy wybiła godzina autentycznego barona Karla Theodora zu Guttenberga z bawarskiej CSU, popularnością bijącego na głowę panią kanclerz.

Angela Merkel ma jednak i inne problemy. Jej partia poniosła właśnie największą w historii porażkę wyborczą w Hamburgu, oddając po dziesięciu latach władzę SPD. W tym roku odbędą się jeszcze wybory w sześciu landach, w tym w Badenii-Wirtembergii w marcu. To sama Merkel postawiła wszystko na jedną kartę, ogłaszając, że traktuje wynik wyborów w tym landzie jako główny test dla swego rządu. Miało to miejsce po gwałtownej konfrontacji CDU z wszystkimi partiami opozycji na tle budowy podziem- nego dworca w Stuttgarcie. Protesty przeciwko wielomiliardowej inwestycji wstrząsnęły całym krajem, zmuszając ostrożną zazwyczaj Merkel do zajęcia zdecydowanego stanowiska. Miał to być sygnał, że kontroluje sytuację. Był skierowany także do europejskich partnerów, zarzucających jej, że kierując się wyłącznie względami wewnętrznymi, opóźnia wysiłki ratowania zagrożonych bankructwem krajów i kluczy w sprawie ratowania euro.

– Jeżeli CDU zdoła się utrzymać przy władzy w Badenii-Wirtembergii, Merkel nie ma się czego obawiać do końca kadencji. W przeciwnym razie wszystko jest możliwe – ocenia prof. Gerd Langguth, biograf pani kanclerz.