W SLD z nadejściem wiosny nastały nowe trendy. Grzegorz Napieralski przestał walczyć z wewnętrzną opozycją, choć układanie list to najlepsza okazja do ostatecznej rozprawy z partyjnymi przeciwnikami. Stawia na głośne nazwiska. – Teraz nie chodzi o to, żeby na listach byli tylko młodzi związani z Napieralskim, ale by było miejsce i dla polityków, którzy przyciągną wyborców – mówi działacz SLD.
Takie podejście jest racjonalne, bo sukces lidera nierozerwalnie wiąże się z sukcesem całej formacji. A jak liczyć na dobry wynik, jeśli z list zostaną wyrzuceni najbardziej popularni działacze, np. Ryszard Kalisz czy Krystyna Łybacka?
Poznańska posłanka wedle wcześniejszych nieoficjalnych informacji miała zostać odesłana do Senatu. Tymczasem organizacja miejska dała jej rekomendację na pierwsze miejsce na liście do Sejmu z Poznania. Oczywiście ostateczna decyzja zapadnie na szczeblu krajowym, ale trudno sobie wyobrazić, by w tej sytuacji Łybacką wystawiono do Senatu.
Kandydowanie Ryszarda Kalisza do parlamentu w ogóle stało pod znakiem zapytania, bo warszawski poseł otwarcie krytykował Napieralskiego, a poza tym wziął udział w zjeździe założycielskim Ruchu Poparcia Janusza Palikota, za co wyrzucono go z zarządu SLD. Ale Kalisz w ostatnim rankingu zaufania zdobył tyle samo głosów co premier Donald Tusk i razem z Napieralskim znalazł się w pierwszej piątce polityków, których Polacy darzą największym zaufaniem. W tej sytuacji jego grzeszki poszły w niepamięć. – Ryszard Kalisz dostanie bardzo dobre miejsce na liście kandydatów do Sejmu – twierdzi polityk związany z Napieralskim.
– Oby to tylko nie była lista marzeń, czyli taka, na której znajdzie się wielu bardzo znanych działaczy i będą się wzajemnie wycinać – mówi polityk krytyczny wobec lidera. – Bo zbierze dużo głosów, ale przy 16-proc. poparciu dla partii mandaty i tak będą dwa.