– Naszym zadaniem jest tłumaczyć wyborcom, że głosując na którąś z tych dwóch partii (PiS i SLD – red.), Polacy mogą zgotować sobie niezły pasztet. (...) Naszą odpowiedzią na cyniczną strategię PiS będzie zachęcanie do udziału w wyborach – dodał Rafał Grupiński, wiceszef Klubu PO, dla "Gazety Wyborczej".
Dzień wcześniej w Radiu Zet szef dyplomacji mówił o PiS: – My nie będziemy bierni, jest siła, która przeciwstawi się tej fali fanatyzmu: nazywa się Platforma Obywatelska – powiedział Radosław Sikorski, osoba odpowiedzialna w PO za pisanie programu partii.
Te wypowiedzi pokazują kierunek przedwyborczej propagandy Platformy: może nie jesteśmy najlepsi, ale jeśli nie my, to przyjdzie PiS. Kierunek wskazał sam premier. Donald Tusk podobnego argumentu użył w wywiadzie dla tygodnika "Polityka" i w czasie śniadania z celebrytami w TVN 24.
Motywacja jest prosta: PO boi się demobilizacji wyborców antypisowskich (zwłaszcza młodszych), gdyż po czterech latach jej rządów partia Kaczyńskiego nie jest już wystarczającym straszakiem. Stałe notowania PiS – na poziomie ok. 30 proc. – i spadające PO mogą doprowadzić do tego, że przy niskiej frekwencji wyborczej Jarosław Kaczyński przeskoczy Tuska.
Następny powód: histeryczne debaty nad kolejnymi wypowiedziami prezesa PiS odwracają uwagę od spraw bytowych. PiS i SLD kilkakrotnie próbowały przerzucić uwagę na wzrost cen. Na razie z ograniczoną skutecznością.
Kolejny powód podają politycy opozycji: PO nie ma czym się pochwalić po czterech latach władzy. Rzeczywiście, politycy PO w mediach bez większego przekonania prezentują te osiągnięcia. Mówią najczęściej o uratowaniu Polski przed kryzysem. To jednak argument zbyt abstrakcyjny i dla wielu – np. w związku z rosnącym bezrobociem – nie do przyjęcia.