Okazuje się, że straszenie prawicą, walka z Kościołem katolickim i pozwolenie gejom na małżeństwa już nie wystarczą, by wygrać w Hiszpanii wybory.
Rządzący od 2004 roku socjaliści uzyskali w minioną niedzielę najgorszy wynik w historii wyborów samorządowych w tym kraju (27,8 procent głosów). Zapłacili za kryzys gospodarczy, za to, że premier Zapatero nie chciał długo przyznać, że Hiszpania idzie na dno, że za późno podjął środki naprawcze, że nie umiał przekonać swoich rodaków, że to musi ich zaboleć. 1,5 miliona wyborców, których głosy socjaliści stracili w ciągu czterech ostatnich lat, to i tak niewiele w porównaniu z 5 milionami bezrobotnych.
Opozycyjna prawicowa Partia Ludowa nie ma już cienia wątpliwości, że w przyszłym roku przejmie władzę w Hiszpanii. W niedzielę dostała 37,6 procent poparcia, ma szanse na utworzenie rządów w 11 z 13 regionów, w których odbyły się wybory. Utrzymała region madrycki i samą stolicę, pierwszy raz wygrała w kilku bastionach lewicy, między innymi w Andaluzji. Nie wzięła wprawdzie Barcelony, ale socjaliści i tak zostali tam straszliwie upokorzeni: po 32 latach rządów miasto odebrali im katalońscy nacjonaliści.
Niepokojących się o integralność kraju Hiszpanów musiał zmartwić spektakularny sukces separatystycznej koalicji Bildu, która wprowadzi do samorządów Kraju Basków najwięcej radnych (aż 953). Sojusz z udziałem baskijskich radykałów, którym – z racji podejrzeń o powiązania z terrorystami z ETA – wymiar sprawiedliwości uniemożliwił zarejestrowanie własnej partii, jest od niedzieli drugą siłą polityczną w tym regionie północnej Hiszpanii. Może rządzić samodzielnie co najmniej w 74 miastach i miasteczkach, w tym w San Sebastian. To może niestety oznaczać powrót do zaciekłego zwalczania w Kraju Basków wszystkiego co hiszpańskie (poczynając od flagi) i do psychicznego terroru zwolenników secesji wobec reszty mieszkańców regionu.
Istnieje też obawa, że słaba ostatnio i zepchnięta do narożnika ETA zechce wykorzystać triumf swych politycznych druhów do niecnych celów. Rekordowa liczba (ponad pół miliona) głosów nieważnych oddanych w tych wyborach może być efektem kampanii nowo powstałego Ruchu 15 Maja, który zamienił główne place hiszpańskich miast w miasteczka namiotowe.