Jak Hiszpanie wymietli socjalistów z samorządów

Mimo sromotnej porażki w wyborach do władz lokalnych premier José Zapatero zamierza dotrwać do końca kadencji. Co na to demonstranci z Puerta del Sol?

Aktualizacja: 23.05.2011 22:02 Publikacja: 23.05.2011 20:29

Okazuje się, że straszenie prawicą, walka z Kościołem katolickim i pozwolenie gejom na małżeństwa już nie wystarczą, by wygrać w Hiszpanii wybory.

Rządzący od 2004 roku socjaliści uzyskali w minioną niedzielę najgorszy wynik w historii wyborów samorządowych w tym kraju (27,8 procent głosów). Zapłacili za kryzys gospodarczy, za to, że premier Zapatero nie chciał długo przyznać, że Hiszpania idzie na dno, że za późno podjął środki naprawcze, że nie umiał przekonać swoich rodaków, że to musi ich zaboleć. 1,5 miliona wyborców, których głosy socjaliści stracili w ciągu czterech ostatnich lat, to i tak niewiele w porównaniu z 5 milionami bezrobotnych.

Opozycyjna prawicowa Partia Ludowa nie ma już cienia wątpliwości, że w przyszłym roku przejmie władzę w Hiszpanii. W niedzielę dostała 37,6 procent poparcia, ma szanse na utworzenie rządów w 11 z 13 regionów, w których odbyły się wybory. Utrzymała region madrycki i samą stolicę, pierwszy raz wygrała w kilku bastionach lewicy, między innymi w Andaluzji. Nie wzięła wprawdzie Barcelony, ale socjaliści i tak zostali tam straszliwie upokorzeni: po 32 latach rządów miasto odebrali im katalońscy nacjonaliści.

Niepokojących się o integralność kraju Hiszpanów musiał zmartwić spektakularny sukces separatystycznej koalicji Bildu, która wprowadzi do samorządów Kraju Basków najwięcej radnych (aż 953). Sojusz z udziałem baskijskich radykałów, którym – z racji podejrzeń o powiązania z terrorystami z ETA – wymiar sprawiedliwości uniemożliwił zarejestrowanie własnej partii, jest od niedzieli drugą siłą polityczną w tym regionie północnej Hiszpanii. Może rządzić samodzielnie co najmniej w 74 miastach i miasteczkach, w tym w San Sebastian. To może niestety oznaczać powrót do zaciekłego zwalczania w Kraju Basków wszystkiego co hiszpańskie (poczynając od flagi) i do psychicznego terroru zwolenników secesji wobec reszty mieszkańców regionu.

Istnieje też obawa, że słaba ostatnio i zepchnięta do narożnika ETA zechce wykorzystać triumf swych politycznych druhów do niecnych celów. Rekordowa liczba (ponad pół miliona) głosów nieważnych oddanych w tych wyborach może być efektem kampanii nowo powstałego Ruchu 15 Maja, który zamienił główne place hiszpańskich miast w miasteczka namiotowe.

Socjaliści nie mogą jednak winić protestujących (przeciwko elitom politycznym, bezrobociu i brakowi perspektyw) za swoją porażkę, bo sondaże prognozowały ją przecież od dawna, a demonstranci nie szczędzą słów krytyki także politykom z Partii Ludowej. Wybory socjaliści mają już za sobą, ale protesty na placach hiszpańskich miast trwają. Trudno będzie skłonić ich uczestników do rozejścia się w pokoju, skoro wbrew wezwaniom i pogróżkom centralnej komisji wyborczej nie wrócili do domów nawet na czas głosowania.

Publicystyka
Jędrzej Bielecki: Niemcy przestraszyły się Polski, zmieniają podejście do migracji
Publicystyka
Łukasz Adamski: Elegia dla blokowisk. Czym Nawrocki może zaimponować Trumpowi?
Publicystyka
Marek Migalski: Wybudzanie Tuska
Publicystyka
Czy biskupi powołają komisję ds. zbadania wykorzystywania seksualnego w polskim Kościele?
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi już kampanię parlamentarną, KO utknęła na wyborach prezydenckich