Nareszcie organ, który wielokrotnie dawał cztery litery nie tylko w tytułach, ale i wiekopomnych tekstach średnich i małych autorów doprecyzował, co jest dla niego ważne, a co jedynie owych czterech liter zawracaniem. Otóż najważniejsze są właśnie te cztery litery, a wszystko inne to jedynie przygrywka do nich i przykrywka nad nimi. A propos czterech liter - funkcjonowało kiedyś w społeczeństwie powiedzonko o tym, co jedna baba drugiej babie uczyniła grabiami, dziś może zostać wyparte powiedzonkiem innym, nowym, traktującym o tym, co jeden chłop drugiemu chłopu i nie grabiami, ale grabą zrobił. Pokazał mu palcem, co ma czytać. Dziwnym zrządzeniem losu jeden chłop pisze w „Gazecie Wyborczej”, drugi też. Żeby było jeszcze bardziej intymnie, jeden pisze o drugim.
Redaktor Kumór cytuje redaktora Kortkę, a nie, przepraszam, Kortko Kumora, ale rewanż nie będzie przecież zaskoczeniem. Kortko przeczytał tekst Kumora, który ten spłodził, gdy znalazł w „Fakcie” fragment powieści redaktora naczelnego „Rz” i URze”. Kortko więc pisze o tym, co Kumór pisze. „A teraz do rzeczy: Jan Tomasz "wtulił się w jej piersi, małe i jędrne. Westchnęła głęboko. Wskoczył na nią, rozchyliła nogi. Nareszcie, nareszcie - jego całe ciało krzyczało z rozkoszy. Poczuł przypływ radości, że tak łatwo i szybko ją zdobył". Sensacją jest autor - Paweł Lisicki (lat 45), naczelny redaktor konserwatywnej "Rzeczpospolitej". "Zabawił się wakacyjnie - pisze Kumór (tak pisze Kortko – kfeu) - zapewne między męczącym pilnowaniem bogoojczyźnianej linii pisma, prawdy, która wyzwoli, zagrożonej polskości czy czytaniem kwitków z IPN". Himalaje felietonistyki, nieprawdaż?
Trzeba korzystać, skoro za darmo, więc i ja napiszę o Kortce i Kumorze: To się panowie zabawili, zapewne między pilnowaniem czci Urbana i Kiszczaka, kłamstwa, które pomaga w karierze, zagrożonej przyjaźni z Rosją czy czytaniem znacznie bardziej pikantnych fragmentów prozy. To napisałem oficjalnie. Ale mam też dla zabawnego duetu wiadomość tylko na ucho. Podczas gdy Kortko z Kumorem „jarają się” się niczym chłopcy na biologii jakąś fikcją literacką, w archiwach ich „Wyborczej” rozchylają swe podwoje opisy takie, że im urlopu zabraknie. I nie są to przeżycia postaci fikcyjnych, ale ludzi z krwi i kości, zachęconych przez organ z Czerskiej do wynurzeń dotyczących tego, co tak zajmuje Kortkę i Kumora. Panowie, macie tu „Gazetę Wyborczą” , czytajcie i nie dziękujcie.