Publicysta „Rzeczpospolitej” i tygodnika „Uważam Rze” krytykuje Sikorskiego za brak wrażliwości.
Zaremba pisze o powstańcach, którzy mogli źle zrozumieć słowa Sikorskiego:
Jacek Kuroń opisał w latach 90. pewne wystąpienie Barbary Labudy jako pierdnięcie w salonie. Otóż do wpisu Sikorskiego pasuje, niestety, ta właśnie metafora. Po szefie polskiego MSZ z taką biografią spodziewałbym się więcej. Starzy ludzie, którzy ledwie kilka lat temu doczekali się pełnego dowartościowania własnych biografii, mają prawo odebrać słowa o „narodowej katastrofie” jako skierowane do siebie, a nie do nieżyjącego dawno Bora-Komorowskiego. (...) Kto tego nie rozumie, kto czekał do tego dnia, aby im to zrobić, ten odznacza się piramidalnym brakiem wrażliwości.
Czy to nowy wizerunek ministra spraw zagranicznych?
Sikorski wymyśla sobie nowy wizerunek – obrazoburcy, trochę subtelniejszego Palikota szukającego poklasku u ludzi, dla których liczy się szybka reakcja, greps, kpina. (...) Sikorski sądzi zapewne, że przy okazji bije w PiS, w radykalną retorykę Kaczyńskich. „Kto jest za rozlewem krwi w 1944 r, jest też za nierozsądnym drażnieniem Rosjan, Niemców w 2011” – to jego przesłanie. Naturalnie wybór do tego celu powstania gorszy i drażni wielu ludzi PO. Dziś tak jest. Ale z głębi tej partii słychać już głosy, na razie dyskretne, że czym więcej wyrazistych osi podziałów, tym lepiej. Sikorski staje się pożytecznym sojusznikiem postmodernistycznej lewicy, która powstańczą tradycję konsekwentnie podkopuje.