Naturalnie stopień „nowości” tych debiutantów jest różny. Trudno nie uważać za polityka byłego wiceministra spraw zagranicznych, a potem wiceszefa prezydenckiego BBN Witolda Waszczykowskiego. (...) Albo Pawła Szałamachę (...). A jednak zawodowy dyplomata Waszczykowski, typowy ekspert Szałamacha i wykładający przez lata w nowosądeckiej szkole biznesu Naimski na Wiejskiej pojawiali się rzadko, a jeszcze rzadziej w partyjnej centrali. Na temat „list wstydu”, które przedstawiła PO: Można zrozumieć PO, że mówi o „listach kompromitacji”, koncentrując się na obecności na nich dawnych funkcjonariuszy służb. Skądinąd ci funkcjonariusze byli grupą idealistów próbującą je (służby - red.) zmieniać i w końcu przez nie wyplutą. Ale te wypowiedzi to symptom walki politycznej.
Zaremba nie zgadza się z mainstreamowymi komentatorami:
Kaczyńskiego przedstawia się jako despotę, który wprowadza do partii nowych ludzi, aby tym łatwiej nimi kierować. Naturalnie w takich operacjach zawsze możemy przyłapać lidera na kalkulacjach. Kilka lat temu w podobnym kierunku szedł Donald Tusk, osłabiając dawne partyjne więzi „baronów” poprzez przeciwstawianie im ludzi nowych – od Janusza Palikota po Jarosława Gowina, od Julii Pitery po Radosława Sikorskiego. Z pewnością Kaczyński rozumuje podobnie, ale przy okazji oferuje swojemu ugrupowaniu trochę świeżej krwi, wyższego poziomu, nowych pomysłów. I to nawet przeciwnicy, zwłaszcza ci ze świata mediów, mogliby choć półgębkiem docenić.
Publicysta zastanawia się nad rolą Zyty Gilowskiej w kampanii PiS:
Trudno dziś wskazać w szeregach PiS jednoznaczny autorytet w dziedzinie finansów: Beata Szydło okazała się osobą ze zbyt szybkiego awansu, z kolei prof. Żyżyński ma zbyt lewicowe poglądy nawet jak na prospołeczny PiS, jego otwarta obrona wyższych podatków nie przyda się przed wyborami. Toteż w tej wybitnie gospodarczej kampanii wszyscy wzdychają do Zyty Gilowskiej i są przekonani, że jej kolacja z prezesem to więcej niż incydent. Ale Gilowska, przy swoich kłopotach ze zdrowiem i wypaleniu polityką, to jednak fantom. A jej udział w kampanii rodzi pytanie, czy wypada to robić członkowi Rady Polityki Pieniężnej.