Chodźcie z nami – wzywa siedem gracji na plakatach PiS. Brunetka, szatynka, rudawa, blondynka. Co kto lubi. Jak w reklamach Dove. Piękne panny na wszelki wypadek nie ujawniają, dokąd mielibyśmy z nimi iść, i jest w tym przezorność, bo gdybyśmy to wiedzieli, to pewnie byśmy nie poszli.
Maziarski ciągnie temat, krytykując tych, któzy chcą zmian.
Także sam akt wyborczy ma coraz mniejszą wagę, bo i stawka nie wydaje się nam wielka. Naszemu głosowaniu na tę czy inną partię coraz rzadziej towarzyszy świadomość, że podejmujemy decyzję istotną dla losów kraju. Coraz częściej głosujemy tak jak na listę przebojów. Nowy przebój nie dlatego zajmuje miejsce starego, że jest lepszy, ale dlatego, że jest nowy. Stary już się znudził. Partie też się nudzą. Dlatego gotowi jesteśmy zastąpić je innymi. Niech już będą nawet gorsze, ale niech coś się zmieni, bo żal. Niech coś się zacznie dziać.
Redaktor pisze na temat polityki popkulturowej:
I tak to się kręci, dopóki kiesy i żołądki pełne. Dopóki nic nam nie zagraża. Popkulturowa polityka to luksus sytych i zadowolonych, którzy nie mając poważniejszych problemów na głowie, mogą sobie pozwolić na dyskusje o kwestiach nieistotnych. I mogą sobie też pozwolić na luksus nieuczestniczenia i niegłosowania – tak jak właśnie Polacy, którzy wedle wszelkich znaków na niebie i ziemi nie zamierzają stawić się masowo przy urnach.