Reklama

Wojna. Kiedy? Po wyborach

Platformę Obywatelską czeka ostateczne starcie między Tuskiem a Schetyną

Publikacja: 07.10.2011 02:21

Konflikty ukryto, ale napięcia między liderami nie zniknęły. Próżno było szukać Grzegorza Schetyny w

Konflikty ukryto, ale napięcia między liderami nie zniknęły. Próżno było szukać Grzegorza Schetyny w „tuskobusie".

Foto: Fotorzepa, Tom Tomasz Jodłowski

– Tuż po wyborach konflikt między Grześkiem a Donaldem wybuchnie ze zdwojoną siłą – mówi „Rz" wpływowy polityk Platformy Obywatelskiej. Przekonani są o tym w PO niemal wszyscy. Pytanie nie brzmi, czy będzie wojna, ale kto zada pierwszy cios.

Kampania wyborcza zmusiła skonfliktowanych liderów partii do zawieszenia broni. Dziś premier i szef partii Donald Tusk, pierwszy wiceprzewodniczący i marszałek Sejmu Grzegorz Schetyna oraz członek zarządu partii, minister infrastruktury Cezary Grabarczyk walczą o jak najlepszy wynik partii.

Wcześniej jednak premier wykorzystywał Grabarczyka i jego tzw. spółdzielnię do ograniczania wpływów Schetyny, czasem nawet, by upokorzyć marszałka. Konflikt szeroko opisywany był przez media i szkodził Platformie. Gdy na przełomie roku walka Grabarczyka i Schetyny przybrała na sile, sondażowe wyniki PO zaczęły pikować. Dlatego oczywista stała się konieczność wyciszenia sporów na czas kampanii. Jak to określił szef pomorskich struktur – partia powinna być wtedy jak „jedna pięść".

Konflikt jest nieunikniony. Pytanie tylko, kto uderzy pierwszy

Konflikty ukryto, ale napięcia między liderami nie zniknęły. Próżno było szukać Grzegorza Schetyny w „tuskobusie".

Reklama
Reklama

Marszałek Sejmu ostatnie tygodnie spędził, jeżdżąc po Polsce i namawiając do głosowania na PO, przecinając wstęgi i kończąc budowy, lecz była to „kampania równoległa": Tusk sobie, Schetyna sobie. Bo (o czym mało kto wie) Tusk działał obok właściwego sztabu. Dlaczego? Bo podejrzewał, że sprzyja on Schetynie. W końcu ważne role odgrywali w nim ludzie kojarzeni z tym ostatnim: sekretarz generalny partii Andrzej Wyrobiec, europoseł Jacek Protasiewicz czy PR-owiec Maciej Grabowski.

Jednocześnie kampania zmieniała układ sił w partii. Grabarczyk przez sztabowców został zupełnie schowany, co osłabiło popieranych przez niego kandydatów „spółdzielni". Schetyna mógł za to wzmacniać swoje wpływy, szczególnie ostatnio, kiedy po zakończeniu prac Sejmu miał więcej czasu na zaanagażowanie się w sprawy partyjne.

Konflikt po wyborach jest więc nieunikniony. Jeśli wynik Platformy będzie słaby, łatwo będzie zaatakować frakcję Schetyny (argument: „to jego ludzie zawalili").

Kalendarz konstytucyjny może opóźnić wybuch otwartej wojny. Najpierw zbiera się Sejm, posłowie składają przysięgi, wybierają marszałków. Schetynie zależy na utrzymaniu fotela marszałka, w tej roli widzi go też prezydent Bronisław Komorowski, który zawiązał z wiceprzewodniczącym Platformy nieformalną koalicję. To prezydent zaś ma prawo powierzania misji tworzenia rządu, można więc sobie wyobrazić szantaż: jeśli Schetyna nie zostanie marszałkiem, Komorowski może zrobić Tuskowi psikusa.

Dopiero później dochodzi do zaprzysiężenia rządu. Do czasu uzyskania sejmowej większości Tusk nie może ryzykować otwartego sporu ze Schetyną i jego frakcją – potrzebny mu będzie każdy głos.

– Punktem zapalnym między Tuskiem a Schetyną stanie się Palikot – podkreśla inny rozmówca „Rz". Premier dopiero wczoraj zdystansował się od polityka z Lublina. A koalicja z nim to byłby policzek dla Schetyny, bo Palikot traktuje go jako swego osobistego wroga. Sam Palikot opisywał w książce „Kulisy Platformy", jak Tusk po aferze hazardowej zaprosił krakowskiego posła Jarosława Gowina oraz posła z Lublina i pytał, czy pomogliby mu zniszczyć Schetynę. Gowin do akcji nie przystał. Palikot prowadził wojnę z marszałkiem do momentu odejścia z PO.

Reklama
Reklama

Jeśli PO będzie trzeba lewicowego koalicjanta, to Schetyna wolałby dogadać się z Grzegorzem Napieralskim i SLD. Kontakty z lewicą w Sejmie układały mu się świetnie, razem dogadywali koalicję w mediach publicznych. Rząd tworzony z SLD byłby więc dla Schetyny dużym wzmocnieniem. I właśnie tego obawia się Tusk.

– Tuż po wyborach konflikt między Grześkiem a Donaldem wybuchnie ze zdwojoną siłą – mówi „Rz" wpływowy polityk Platformy Obywatelskiej. Przekonani są o tym w PO niemal wszyscy. Pytanie nie brzmi, czy będzie wojna, ale kto zada pierwszy cios.

Kampania wyborcza zmusiła skonfliktowanych liderów partii do zawieszenia broni. Dziś premier i szef partii Donald Tusk, pierwszy wiceprzewodniczący i marszałek Sejmu Grzegorz Schetyna oraz członek zarządu partii, minister infrastruktury Cezary Grabarczyk walczą o jak najlepszy wynik partii.

Pozostało jeszcze 87% artykułu
Reklama
Publicystyka
Estera Flieger: Nie rozumiem przeciwników polityki historycznej
Publicystyka
Zuzanna Dąbrowska: Polska z bronią u nogi
Publicystyka
Marek Migalski: Wścieklica antyprezydencka
Publicystyka
Antonina Łuszczykiewicz-Mendis: Indie – trzecia droga między USA a Chinami?
Publicystyka
Karol Nawrocki będzie koniem trojańskim Trumpa w Europie czy Europy u Trumpa?
Materiał Promocyjny
Firmy coraz częściej stawiają na prestiż
Reklama
Reklama