– Tuż po wyborach konflikt między Grześkiem a Donaldem wybuchnie ze zdwojoną siłą – mówi „Rz" wpływowy polityk Platformy Obywatelskiej. Przekonani są o tym w PO niemal wszyscy. Pytanie nie brzmi, czy będzie wojna, ale kto zada pierwszy cios.
Kampania wyborcza zmusiła skonfliktowanych liderów partii do zawieszenia broni. Dziś premier i szef partii Donald Tusk, pierwszy wiceprzewodniczący i marszałek Sejmu Grzegorz Schetyna oraz członek zarządu partii, minister infrastruktury Cezary Grabarczyk walczą o jak najlepszy wynik partii.
Wcześniej jednak premier wykorzystywał Grabarczyka i jego tzw. spółdzielnię do ograniczania wpływów Schetyny, czasem nawet, by upokorzyć marszałka. Konflikt szeroko opisywany był przez media i szkodził Platformie. Gdy na przełomie roku walka Grabarczyka i Schetyny przybrała na sile, sondażowe wyniki PO zaczęły pikować. Dlatego oczywista stała się konieczność wyciszenia sporów na czas kampanii. Jak to określił szef pomorskich struktur – partia powinna być wtedy jak „jedna pięść".
Konflikt jest nieunikniony. Pytanie tylko, kto uderzy pierwszy
Konflikty ukryto, ale napięcia między liderami nie zniknęły. Próżno było szukać Grzegorza Schetyny w „tuskobusie".