Rz: Władze niemieckiej CDU zastanawiają się, jak wzmocnić polityczny wymiar integracji europejskiej. W projekcie uchwały zatytułowanej „Silna Europa – dobra przyszłość dla Niemiec" pojawiła się koncepcja wprowadzenia powszechnych, bezpośrednich wyborów szefa Komisji Europejskiej. Czy to realne?
Jan Zielonka:
Pomysł jest taki, żeby szef Komisji miał mandat polityczny. To znaczy, żeby wyborcy mieli możliwość wpływania na to, kto jest w praktyce szefem europejskiego rządu. I wielu uważa, że tego właśnie Unii brakuje, jeśli chodzi o kategorie demokratyczne – dania wyborcom możliwości wybierania swych przedstawicieli do najważniejszych władz Unii.
Problem polega jednak na tym, że Unia nie jest państwem, a Komisja Europejska nie jest rządem. Boję się więc, że ten pomysł więcej problemów stworzy, niż rozwiąże. Dzisiaj Komisja stoi na straży wspólnego prawa i działa w interesie wszystkich członków Unii Europejskiej. Gdyby jednak nominacja jej szefa była polityczna, to wyobraźmy sobie taką sytuację: na komisarza zostanie wybrany kandydat zaproponowany przez lewicę. I co? Pójdzie do Davida Camerona, szefa Partii Konserwatywnej, i będzie mu mówił, co ten ma robić? W normalnym rządzie jest tak, że premier ma większość w parlamencie, ale w Unii nie jest to takie proste. To jest pomieszanie z poplątaniem. Unia nie jest państwem, Parlament Europejski nie jest parlamentem, a do tego nie ma europejskiego rządu, który byłby powoływany w wyniku uzyskania większości parlamentarnej. Nie można więc wprowadzać instytucji politycznego przywódcy Komisji Europejskiej w systemie nieprzypominającym systemu, w którym ten mechanizm działa.
Ale skąd wiemy, że na pewno nie zadziała?