Nadzwyczajność piątkowego posiedzenia Klubu PO wynika z dwóch powodów. Tusk z Klubem PO ostatni raz spotkał się jeszcze w poprzedniej kadencji (nie licząc krótkich podziękowań po wygranych wyborach). Drugi powód to zupełnie inny ton przemówienia wygłoszonego przez premiera do posłów z własnego klubu. W czasie poprzednich Tusk musztrował posłów. Wyliczał, czego od nich oczekuje i przestrzegał przed ich potencjalnymi grzechami. Ostrzegał, że PO może przegrać sama z sobą, na skutek chciwości czy zepsucia jej członków. Polityków PO to irytowało, bo czuli, że przewodniczący traktuje ich jak potencjalnych łapowników. Frustrowało też odsunięcie od procesów decyzyjnych i przekształcenie klubu w maszynkę do głosowania nad rządowymi projektami ustaw.
W piątek Tusk nie obiecał radykalnej zmiany. Choć posłowie narzekali, że nie mają dostępu do ministrów, nie padła deklaracja, że będą mieli wpływ na ich pracę. Nie padła obietnica, że będą mieli wpływ na to, co przysyła do Sejmu Rządowe Centrum Legislacji - dla posłów jest ono uosobieniem dyktatu rządu nad parlamentem.
Mimo to członkowie PO poczuli, że Tusk chce z nimi rozmawiać. - Nigdy przedtem nie mówił nam, że ma jakiś dylemat - opowiada zaskoczony uczestnik posiedzenia. Dylemat, o którym Tusk długo opowiadał, to kwestia paktu fiskalnego i stosunku rządu do tego dokumentu. Tusk mówił, że każda decyzja, którą podejmie, może oznaczać porażkę rządu.
W podobnym tonie wypowiadał się o najbardziej niepopularnych planach reform. Posłów zaskoczyło, że nie przedstawił - w odróżnieniu od wcześniejszych przemów - planu awaryjnego.
Poczuli się jednak traktowani bardziej podmiotowo. - Wcześniej Donald czarował nas i wszyscy wiedzieliśmy, że jesteśmy czarowani. Tu gorące oklaski po jego wystąpieniu były premią za szczerość - mówi nasz rozmówca. Na szeregowych posłach zrobiło wrażenie, że zjadł z nimi wspólną kolację i poświęcił im kilka godzin. Nie wszyscy wierzą w szczerość słów Tuska, ale przyznają, że zapanował nad coraz bardziej sfrustrowanym klubem: - Podbił posłów, nie mówiąc już o posłankach. Teraz klub pójdzie za nim w ogień - ocenia jeden z partyjnych sceptyków.