Ostatnie działania Prawa i Sprawiedliwości układają się w logiczny ciąg: ostre wystąpienia w rocznicę katastrofy smoleńskiej, zwarcie w sprawie uchwały o zwrocie wraku prezydenckiego tupolewa, wreszcie zapowiedź awansu dla Antoniego Macierewicza, który ma zostać kolejnym wiceprezesem partii.
Sensacją dla szeregowych posłów PiS było niedzielne wystąpienie w specjalnym programie telewizji Trwam Adama Hofmana. Rzecznik PiS od dawna zabiegał o zaproszenie do telewizji o. Tadeusza Rydzyka. Jako przedstawiciel liberalnego skrzydła partii nie był tam mile widziany. To, że wreszcie wystąpił w tv Trwam, wielu posłów PiS uznało, za rezygnację Hofmana z szukania popularności w centrum i wraz z całą partią skręca w prawo.
Wniosek? Na jakiś czas PiS przestaje zwracać się do wyborcy centrowego. Adresatem jest wyborca o twardych prawicowych poglądach, ten sam, który może zagłosować na partię Zbigniewa Ziobry. Osoby z kierownictwa PiS przyznają, że dziś celem strategicznym jest "zabicie" Solidarnej Polski. Nawet kosztem straty poparcia wśród wyborców centrowych. Kierownictwo PiS jest świadome tego zagrożenia, bo cały czas zamawia badania socjologiczne, które pokazują, że rośnie grupa wyborców zniechęconych do PO z powodów ekonomicznych, a zwłaszcza ze zmian w systemie emerytalnym. Według badań ta część elektoratu boi się radykalizmu i nie chce słuchać o katastrofie smoleńskiej.
Rozmówcy z władz PiS dodają, że radykalizacja ich języka to nie tylko wynik zimnej kalkulacji. To też efekt emocji i traktowania katastrofy smoleńskiej – wraz z ujawnianiem kolejnych związanych z nią skandali i zaniedbań – jako kwestii dotyczącej pryncypiów. Przyznają jednak, że rozhuśtanie emocji wśród wyborców może być korzystne dla ich partii. Nawet wtedy, gdy to samo zjawisko – z powodu powracającego strachu przed PiS – poprawi notowania PO. Bo zyskiem obu partii będzie marginalizacja pozostałych ugrupowań.