– To nie PSL złagodził zapisy reformy emerytalnej, ale "Solidarność" – powiedział w jednym z programów telewizyjnych Sławomir Neumann z PO, dziś szef sejmowej komisji nadzwyczajnej rozpatrującej ustawy emerytalne.
Gość specjalny
Jego wypowiedź – która od razu rozwścieczyła ludowców – nie była incydentem. We wtorek Donald Tusk przerwał posiedzenie Rady Ministrów, aby przyjąć Piotra Dudę i odebrać od niego projekty ustaw dotyczących rynku pracy. Ministrowie byli zaskoczeni, bo nie pamiętali, aby z takiego powodu premier kiedykolwiek przerywał obrady. Duda mógł się spotkać z Tuskiem w każdym innym terminie.
Zaskoczenie jest tym większe, że jeszcze niedawno Tusk pośrednio nazwał w Sejmie Dudę pętakiem. Przed jego Kancelarią i przed Sejmem cały czas pikietują związkowcy przeciwni rządowemu projektowi podniesienia wieku emerytalnego do 67. roku życia. "S" piętnuje posłów PO, którzy głosowali przeciw jej propozycji referendum emerytalnego, sam przewodniczący opowiada zaś, że projekty Tuska powinny trafić do kosza.
Czy w przypadku tak gorącego sporu jest miejsce na jakiekolwiek układy? Nasi rozmówcy – przede wszystkim z PSL i PiS (w tym parlamentarzyści będący nadal działaczami "S") – twierdzą, że tak. Nie chodzi o samą reformę emerytalną, bo tu nie ma miejsca na ustępstwa, ale "ugranie" innych korzyści.
Faktycznie Donald Tusk, przyjmując którąś z drobniejszych propozycji "S", np. dotyczącą umów śmieciowych, dałby odpór zarzutom, że nie godzi się na kompromisy. Zysk jest tym większy, że propozycja wychodzi od organizacji, która nie uczestniczy w wyborach, więc nie ma ryzyka jej wzmocnienia. Dlatego właśnie pomniejszany jest udział PSL. Duda może też być przedstawiany jako lider prawicy w jakiejś nieokreślonej przyszłości. Dla Tuska to żaden koszt, natomiast już dziś byłby to uszczerbek dla autorytetu Jarosława Kaczyńskiego.