Litery prawa to nie łamie, bo taka decyzja jest w gestii marszałka, formalnie szefa kancelarii, ale tak naprawdę marszałka, bo wiadomo, że kancelaria jest organem wykonawczym. Ta decyzja łamie natomiast ducha prawa, demokracji i dialogu społecznego. Ja to traktuję jako akt przemocy symbolicznej wobec związkowców, a także wobec znacznej części społeczeństwa. Rzecz bardzo niemądra i bardzo szkodliwa, także bardzo symboliczna.
Natomiast zgadza się, że blokada Sejmu nie była dobrym rozwiązaniem:
Bo oczywiście, blokada Sejmu przez związkowców była też aktem przemocy symbolicznej, ale będącym odpowiedzią na niewpuszczenie liderów "S" do Sejmu. Tej blokady by nie było, gdyby nie ta decyzja marszałek Kopacz. Jeżeli bowiem ma się w sprawie budzącej emocje duże zgromadzenie ludzi przed Sejmem, i to nie tłuszczę, czyli zbiór przypadkowych osób, ale zgromadzenie zorganizowane, i odmawia się kierownictwu związku wejścia na galerię, kierownictwu, o którym wiadomo, że nie będzie wznosiło okrzyków, że nie będzie ekscesów, bo to są poważni ludzie, dbający o własną powagę, to potem trudno się dziwić.
I dodaje:
Marszałek Sejmu który zachowuje się normalnie, jest otwarty, zawsze może nawiązać kontakt z przywódcami tych ludzi i z nimi porozmawiać. Tu tego zabrakło. Blokada Sejmu to był więc akt samoobrony symbolicznej - w odpowiedzi na niewpuszczenie przywódców "S" do Sejmu. Gdy ja byłem marszałkiem Sejmu, i były problemy związane z protestem pielęgniarek, które robiły happeningi na galerii, to do głowy mi nie przyszło, że mogę powiedzieć grupie przywódczej związku zawodowego, że nie wejdą do Sejmu. To jest kwestia pewnej wyobraźni społeczno-politycznej.