„Gdybym miał wytwórnię - napisał - dajmy na to, lodówek, natychmiast nająłbym czołowych aktywistów polskiego ruchu gejowskiego na szefów reklamy i sprzedaży. Ci faceci, jeśli w ich wypadku jest to odpowiednie określenie, sprzedaliby bez trudu lodówki Eskimosom na Alasce. Proszę tylko popatrzeć. W ciągu niecałych dwóch miesięcy niewielka grupa osób osiągnęła rzecz niebywałą.
Sprawiła, że w Polsce nie ma dziś rzeczy ważniejszej jak tylko swoboda publicznego realizowania orientacji homoseksualnej. Traktowanej zresztą jako orientacja polityczna. Co tam kryzys państwa, brak rządu, deficyt finansów publicznych, bezrobocie, afery, utrata zaufania społecznego do klasy politycznej, konstytucja europejska, wojna w Iraku i tym podobne głupstwa. Wmówiono nam, że najważniejsze są dziś prawa gejów do samorealizacji i to nie jak od wieków w łożnicy, tylko na ulicy. Istny majstersztyk propagandowy. Co gorsza, zanim jeszcze zaczniemy się wstydzić za naszych posłów w Strasburgu, musimy wstydzić się przed Europą, żeśmy homofoby. Grupa gejów, lesbijek i transwestytów z Lasku Bulońskiego napadła wczoraj na polską ambasadę w Paryżu i obrzuciła ją jajkami z farbą. Postępowa Europa, gdzie już większość głów umeblowana jest lodówkami, zaprotestowała w ten sposób przeciwko Polsce seksistowskiej i homofobicznej. Biedna Polska, która do niedawna była tylko postkomunistyczna, teraz musi być jeszcze homofobiczna. Nie wiem, jak zniesie tę hańbę.
Nie obyło się także bez dowodzenia przez francuskich pobratymców naszym gejom rodzimym, że homoseksualiści w Polsce prześladowani są przez faszystowskie bojówki. Francuzi łatwo uwierzą, bo w ich podręcznikach nadal jest mowa o polskich obozach koncentracyjnych.
Nasi bojownicy o światopogląd gejowski i gejowską kulturę mówią już nawet o holokauście gejów. Jak już, powinni raczej mówić o homokauście. Wszystko razem jest to straszliwy humbug, który dawno już przekroczył granice dobrego smaku i przyzwoitości. Najlepiej by było, gdybyśmy się przestali gejami i ich problemami zajmować. Ale nam nie dadzą, dopóki nie kupimy lodówki i nie wymeblujemy nią sobie głowy."
W trzy tygodnie później obaj Macieje, redaktor naczelny Lukasiewicz i komentator-felietonista Rybiński odbyli rozmowę w cztery oczy. Tematem było określenie stanowiska, jakie redakcja powinna zająć stanowisko w sprawie homokaustu. Łukasiewicz zadecydował, że wzmocni argumentację Rybińskiego i tak powstał jego komentarz „O granicach przyzwoitości", który ukazał się w „Plusie-Minusie" z 10-11 lipca 2004. Poszedł o krok dalej od Rybińskiego.