"Rzeczpospolita" pisała. 2004: O co zaczną zabiegać pedofile

Temat wzrastającej aktywności homoseksualistów w życiu politycznym Polski rozpoczął Maciej Rybiński felietonem „Na ulicy, nie w łożnicy” („Rzeczpospolita” z 12 czerwca 2004).

Publikacja: 07.07.2012 01:01

„Gdybym miał wytwórnię  -  napisał - dajmy na to, lodówek, natychmiast nająłbym czołowych aktywistów polskiego ruchu gejowskiego na szefów reklamy i sprzedaży. Ci faceci, jeśli w ich wypadku jest to odpowiednie określenie, sprzedaliby bez trudu lodówki Eskimosom na Alasce. Proszę tylko popatrzeć. W ciągu niecałych dwóch miesięcy niewielka grupa osób osiągnęła rzecz niebywałą.

Sprawiła, że w Polsce nie ma dziś rzeczy ważniejszej jak tylko swoboda publicznego realizowania orientacji homoseksualnej. Traktowanej zresztą jako orientacja polityczna. Co tam kryzys państwa, brak rządu, deficyt finansów publicznych, bezrobocie, afery, utrata zaufania społecznego do klasy politycznej, konstytucja europejska, wojna w Iraku i tym podobne głupstwa. Wmówiono nam, że najważniejsze są dziś prawa gejów do samorealizacji i to nie jak od wieków w łożnicy, tylko na ulicy. Istny majstersztyk propagandowy. Co gorsza, zanim jeszcze zaczniemy się wstydzić za naszych posłów w Strasburgu, musimy wstydzić się przed Europą, żeśmy homofoby. Grupa gejów, lesbijek i transwestytów z Lasku Bulońskiego napadła wczoraj na polską ambasadę w Paryżu i obrzuciła ją jajkami z farbą. Postępowa Europa, gdzie już większość głów umeblowana jest lodówkami, zaprotestowała w ten sposób przeciwko Polsce seksistowskiej i homofobicznej. Biedna Polska, która do niedawna była tylko postkomunistyczna, teraz musi być jeszcze homofobiczna. Nie wiem, jak zniesie tę hańbę.

Nie obyło się także bez dowodzenia przez francuskich pobratymców naszym gejom rodzimym, że homoseksualiści w Polsce prześladowani są przez faszystowskie bojówki. Francuzi łatwo uwierzą, bo w ich podręcznikach nadal jest mowa o polskich obozach koncentracyjnych.

Nasi bojownicy o światopogląd gejowski i gejowską kulturę mówią już nawet o holokauście gejów. Jak już, powinni raczej mówić o homokauście. Wszystko razem jest to straszliwy humbug, który dawno już przekroczył granice dobrego smaku i przyzwoitości. Najlepiej by było, gdybyśmy się przestali gejami i ich problemami zajmować. Ale nam nie dadzą, dopóki nie kupimy lodówki i nie wymeblujemy nią sobie głowy."

W trzy tygodnie później obaj Macieje, redaktor naczelny Lukasiewicz i komentator-felietonista Rybiński odbyli rozmowę w cztery oczy. Tematem było określenie stanowiska, jakie redakcja powinna zająć stanowisko w sprawie homokaustu.  Łukasiewicz zadecydował, że wzmocni argumentację Rybińskiego i tak powstał jego komentarz „O granicach przyzwoitości", który ukazał się w „Plusie-Minusie" z 10-11 lipca 2004. Poszedł o krok dalej od Rybińskiego.

Pisał: „Niegdyś starałem się zrozumieć dylematy homoseksualistów, powszechnie zwanych wówczas pedałami, i współczuć im. Starsze pokolenie nie używało jednak tego terminu, mówiąc wprost o zboczeńcach.

Dziś nie są to już zboczeńcy, tylko geje i gejki, domagający się ostentacyjnie nie tylko praw szanowanej mniejszości obywatelskiej, ale nawet przywództwa duchowego i politycznego w wielu dziedzinach życia. A tego zrozumieć i zaakceptować nie mogę. Jeśli to uczynię, o to samo wkrótce zaczną zabiegać pedofile, dla których znajdzie się inne, bardziej łaskawe, by nie powiedzieć honorowe, określenie."

W następnym „Plusie-Minusie" ukazały się listy czytelniczek i czytelników. Oto fragmenty dwóch z nich: „Zdumiał mnie tekst pana Macieja Lukasiewicza 'O granicach przyzwoitości'  -  oburzała się pani prof. Katarzyna Rosner z Instytutu Filozofii i Socjologii PAN w Warszawie. - Jego autor w moim przekonaniu granice te przekroczył. /.../ Pan Lukasiewicz obawia się, że jeśli zacznie respektować prawa mniejszości seksualnych, to o szacunek zaczną zabiegać również pedofile. A może także mordercy i gwałciciele?

Nie pojmuję, na czym się zasadza przekonanie redaktora naczelnego szanowanego dziennika, że wolno mu traktować z pogardą i porównywać do przestępców przedstawicieli odmiennej orientacji seksualnej, którzy domagają się respektowania swoich praw obywatelskich i nikogo nie krzywdzą. Zdarzają się w prasie brukowej publikacje, których autorom myli się 'pedał' z 'pedofilem'. Do tej pory jednak 'Rzeczpospolita' nie operowała takimi skojarzeniami i nie posługiwała się takim językiem."

„/.../ Przepraszam  -  napisała Dorota Jurkiewicz-Eckert  -  że jako liberalna konserwatystka, sprzeciwiająca się małżeństwom homoseksualnym i adopcji przez nich dzieci, widziałam jednak sens przeprowadzenia rzeczowej debaty publicznej i jasnego określenia naszych stanowisk. Przepraszam za mój głupi upór w próbie zakreślenia pola kompromisu. Chciałam taką próbę podjąć i wydawało mi się, że 'Rzeczpospolita' mogłaby być akceptowalnym przez nas wszystkich gospodarzem tej debaty. Otóż w sobotę okazało się, że nie może. Nie może, gdyż redaktor naczelny z góry określił język dyskusji, a wybór języka jest przecież wyborem broni w naszym sporze. W przypadku pana Macieja Łukasiewicza jest to język szpadla i nahaja./.../"

Autor komentarza odpowiadając zapewnił: „nie mam w sobie chęci używania wobec kogokolwiek ani szpadla, ani nahaja. Szpadlem i nahajem, to teraz ja zostałem zdzielony przez Panią. Myślałem, że dyskurs zapewne się odbędzie, ale w innej poetyce niż to Pani proponuje. Ja również miałem i mam przyjaciół wśród homoseksualistów, nie ma jednak między nimi ideologów New Age i chęci zawładnięcia ludzkimi umysłami. Tyle i tylko tyle  -  również jako liberalny konserwatysta  -  chciałem wyrazić swoim 'ohydnym' komentarzem."

Wybór z książki Macieja Kledzika Rzecz o „Rzeczpospolitej" i przygotowywanego drugiego wydania

„Gdybym miał wytwórnię  -  napisał - dajmy na to, lodówek, natychmiast nająłbym czołowych aktywistów polskiego ruchu gejowskiego na szefów reklamy i sprzedaży. Ci faceci, jeśli w ich wypadku jest to odpowiednie określenie, sprzedaliby bez trudu lodówki Eskimosom na Alasce. Proszę tylko popatrzeć. W ciągu niecałych dwóch miesięcy niewielka grupa osób osiągnęła rzecz niebywałą.

Sprawiła, że w Polsce nie ma dziś rzeczy ważniejszej jak tylko swoboda publicznego realizowania orientacji homoseksualnej. Traktowanej zresztą jako orientacja polityczna. Co tam kryzys państwa, brak rządu, deficyt finansów publicznych, bezrobocie, afery, utrata zaufania społecznego do klasy politycznej, konstytucja europejska, wojna w Iraku i tym podobne głupstwa. Wmówiono nam, że najważniejsze są dziś prawa gejów do samorealizacji i to nie jak od wieków w łożnicy, tylko na ulicy. Istny majstersztyk propagandowy. Co gorsza, zanim jeszcze zaczniemy się wstydzić za naszych posłów w Strasburgu, musimy wstydzić się przed Europą, żeśmy homofoby. Grupa gejów, lesbijek i transwestytów z Lasku Bulońskiego napadła wczoraj na polską ambasadę w Paryżu i obrzuciła ją jajkami z farbą. Postępowa Europa, gdzie już większość głów umeblowana jest lodówkami, zaprotestowała w ten sposób przeciwko Polsce seksistowskiej i homofobicznej. Biedna Polska, która do niedawna była tylko postkomunistyczna, teraz musi być jeszcze homofobiczna. Nie wiem, jak zniesie tę hańbę.

Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości