Rafał Ziemkiewicz: „Gazeta Wyborcza” przestała być „brandem" prestiżowym

Publicysta „Rzeczpospolitej” i „Uważam Rze” pisze w najnowszym numerze tygodnika o „podupadłym imperium” Adama Michnika. Co stało się z „grupą etosową”?

Publikacja: 15.10.2012 11:16

Rafał Ziemkiewicz: „Gazeta Wyborcza” przestała być „brandem" prestiżowym

Foto: Fotorzepa, Krzysztof Skłodowski KS Krzysztof Skłodowski

U zarania III RP była propagandową potęgą, która dyktowała milionom ludzi, co należy myśleć o każdej sprawie i każdej osobie, a władzom – jakich decyzji oczekuje opinia publiczna. Tego, co napisała, nie uważano za pogląd jakiejś grupy, choćby najbardziej szacownej  ale za pogląd wszystkich ludzi rozsądnych, oczywisty i jedynie możliwy. Dziś „Gazeta Wyborcza" to już tylko jedna z wielu gazet, politycznie postrzegana coraz bardziej jako propagandowa tuba rządu, a ideologicznie jako organ feministyczno-gejowskiej lewicy. Na dodatek wyraźnie nieumiejąca pogodzić ambicji  wychowywania w tym duchu społeczeństwa z wymogami medialnego biznesu.

Wtedy zaczęły się problemy:

Problemy finansowe skruszyły dotychczasową spoistość i identyfikację z tytułem zespołu, o którym twórca gazety mówił niegdyś dumnie: „Nie jesteśmy po prostu redakcją, jesteśmy grupą etosową". Dekadę temu zaczepienie się w tej „grupie etosowej" na etacie dawało dziennikarzowi pewność życiowej stabilizacji na długie lata. A ten, kto oprócz etatu dostawał jeszcze pakiet akcji wydającej ją spółki Agora, myślał o sobie wręcz jako o bogaczu. Wygnanym z tego raju można było zostać tylko za nielojalność.

Według Ziemkiewicza to, że rynek medialny na problemy nie jest najlepszym wytłumaczeniem problemów w Agorze:

Szefowie spółki i redaktorzy gazety przekonują, że to normalne kłopoty wynikające z głębokich zmian rynku i dotyczące wszystkich. Prasa papierowa umiera, bo wypiera ją Internet, a obroty spadają, bo wskutek kryzysu bardzo kurczy się rynek reklamowy. Te wyjaśnienia nie przekonują – Agora ponosi przecież klęskę także w Internecie, mimo iż miała wszelkie dane, aby go zdominować i podejmowała o to liczne starania, poparte solidnymi budżetami i pod względem technicznym czy biznesowym poprowadzone bez zarzutu.

Publicysta dodaje:

["GW"] przestała być „brandem" prestiżowym. Nie daje już swoim odbiorcom tego, co dawniej – poczucia, że należą do elity, że codziennie za nieduże pieniądze otrzymują certyfikat bycia inteligentem, człowiekiem „wykształconym i na pewnym poziomie", uczestnikiem wspólnoty ludzi lepszych, europejskich, oświeconych.

I pisze o merytorycznym stanie gazety:

Łatwo zauważyć, że gazeta jest – z czysto profesjonalnego punktu widzenia – redagowana coraz gorzej. Publicystyka przeładowana jest podawaną w jednostajny sposób ideologią, codzienne kazania przeciwko Kaczyńskiemu i Radiu Maryja nie wychodzą poza te same od lat gołosłowne szyderstwa i obelgi lub równie gołosłowne okrzyki mobilizujące przeciwko faszyzmowi. Wieloletnie „rządy osobiste" charyzmatycznego redaktora naczelnego wyjałowiły zespół gazety z wyrazistych osobowości – dziś praktycznie jedynymi rozpoznawalnymi jej publicystami są zaproszeni z zewnątrz gwiazdorzy telewizji, tacy jak Monika Olejnik czy Katarzyna Kolenda-Zaleska. (...) Marniejący poziom merytoryczny to oczywisty skutek rozgoryczenia i wewnętrznych napięć w redakcji, które coraz częściej wynoszone są na zewnątrz – samo w sobie jest to znakiem, że lojalność wobec szefów i „sprawy", niegdyś spajająca redakcyjne środowisko niczym zakon, nie wytrzymuje finansowego kryzysu.

Ziemkiewicz przypomina w jakim kontekście przedstawiano katastrofę smoleńską na łamach "GW":

Na pewno nie bez znaczenia dla upadku prestiżu gazety było jej polityczne zacietrzewienie i zaplątanie się w sprzeczności, byle tylko zawsze „dokładać" Kaczyńskiemu. Jednym z symboli tego zacietrzewienia była sprawa tragedii w Smoleńsku. Po wielu miesiącach kolportowania i uprawdopodobniania kłamstw o naciskach i lądowaniu za wszelką cenę, o rzekomych przechwałkach pilotów „debeściaków" czy słowach „jak tu nie wyląduję, to on mnie zabije", pijanym generale Błasiku w kokpicie czy ruganiu pilota jeszcze na lotnisku, gdy wszystko to ostatecznie okazało się wyssane z palca, „Gazeta Wyborcza" w rozdzierającej czołówce zrobiła śp. Lechowi Kaczyńskiemu zarzut właśnie z tego, że nie „naciskał": „Piloci do ostatniej chwili czekali na decyzję prezydenta. Nie doczekali się...".

Publicysta na koniec pozostawił retoryczne pytania:

Jak wyglądać może niezależność medialnego organizmu podłączonego do finansowej kroplówki obsługiwanej przez władzę? I czy będzie on w stanie przetrwać, gdy zostanie od niej odłączony?

U zarania III RP była propagandową potęgą, która dyktowała milionom ludzi, co należy myśleć o każdej sprawie i każdej osobie, a władzom – jakich decyzji oczekuje opinia publiczna. Tego, co napisała, nie uważano za pogląd jakiejś grupy, choćby najbardziej szacownej  ale za pogląd wszystkich ludzi rozsądnych, oczywisty i jedynie możliwy. Dziś „Gazeta Wyborcza" to już tylko jedna z wielu gazet, politycznie postrzegana coraz bardziej jako propagandowa tuba rządu, a ideologicznie jako organ feministyczno-gejowskiej lewicy. Na dodatek wyraźnie nieumiejąca pogodzić ambicji  wychowywania w tym duchu społeczeństwa z wymogami medialnego biznesu.

Pozostało 84% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości