To wynika bezpośrednio z zapisów konwencji?
Tak. Podczas tych lekcji dziecko dowie się, że homoseksualizm czy transseksualizm to jedno z zachowań do wyboru. Usłyszy: masz propozycję, wybierz sobie. Tymczasem ja, jako rodzic, nie chcę, by moje dziecko było w ten sposób wychowywane. Mam prawo, aby chronić je przed indoktrynacją w sferze moralnej. Konwencja to prawo nie tylko mi odbierze, ale spowoduje, że za wpajanie własnemu dziecku tradycyjnych chrześcijańskich wartości będę podlegać karze. Kontrowersje budzi też zapis, że sygnatariusze „czuwają nad tym, by kultura, zwyczaj, religia, tradycja lub tzw. honor nie były wykorzystywane jako usprawiedliwienie dla żadnych aktów przemocy objętych zakresem niniejszej konwencji”.
Co w tym niepokojącego?
Stwierdzenie, że religia czy tradycja są źródłem przemocy, jest poważnym nadużyciem, zwłaszcza w krajach o głębokich korzeniach katolickich. Każdy chrześcijanin ma obowiązek kochać bliźniego i go chronić. Patologia zdarza się wszędzie, powinniśmy jej zapobiegać i robimy to. Nie można jednak twierdzić, że przemoc jest naszą tradycją albo że kultura naszego narodu jest zła i lansuje przemoc, a lekiem na to całe zło ma być konwencja...
Czy konwencja wzbudza kontrowersje wyłącznie w Polsce?
Uczestniczyłam w kilku międzynarodowych szczytach organizowanych przez ONZ i pamiętam wielką dyskusję, podczas której feministki próbowały lansować powyższe tezy. Pozostali przedstawicieli większości krajów nie zgadzali się wtedy na te pomysły. Do preambuły dokumentów końcowych wpisywano zawsze, że szanowanie kultury, tradycji i wiary danego kraju jest wartością nadrzędną. Dzisiaj ta elementarna zasada jest łamana przez Radę Europy, i to wszystko pod pretekstem zapobiegania przemocy.
Polska podjęła decyzję o podpisaniu konwencji, ale nie oznacza to, że ją od razu ratyfikujemy. A dopiero to ratyfikacja zobowiąże nas do wprowadzenie jej zapisów w życie. Myśli pani, że nasi politycy mogą jeszcze zmienić zdanie?
Mam nadzieję, że parlament dokładnie rozważy zapisy tego dokumentu. Jeśli potwierdzi, że konwencja nie jest zgodna z polską konstytucją, to wtedy rzeczywiście nie dojdzie do ratyfikacji. Ciekawe, że dotychczas ratyfikowała go tylko Turcja. Przyjęcie konwencji ograniczy naszą suwerenność, bo o ochronie kobiet i o problemach kwestii płciowych w Polsce będzie decydował międzynarodowy organ, a nie my sami. Nie powinniśmy na to się zgadzać.
Ewa Kowalewska jest prezesem Forum Kobiet Polskich, zrzeszającego kobiece środowiska katolickie