Prof. Monika Płatek z UW to jedna z niewielu feministek, którą się słuchać i czytać bez wielkiego zażenowania. Choć podobnie jak pozostałe feministki nie stroni od pełnej ideologii retoryki, to generalnie jej misja wydaje się pozytywna: bronić mniejszości - i to nie tylko tych "modnych" (stawała w obronie np. kibiców i kryminalistów) - przed stereotypami i atakami innych. Nie przeszkadza jej to oczywiście w stereotypowaniu większości Polaków jako agresywnych i zacofanych homofobów, ale cóż - nikt nie jest doskonały. Trochę tych stereotypów - ale też i słusznych choć oczywistych słów- usłyszeliśmy z ust prawniczki w Radiu TOK FM. Rozmowa oparta o kontekst nieśmiertelnej sprawy Katrzyny W. była o tym, jak łatwo osądzamy innych.
Bardziej powinno nas niepokoić to, w jaki sposób osądzamy. Ile w tym jest jadu, potrzeby zemszczenia się, dokopania drugiemu człowiekowi. I jak mało w nas jest doszukiwania się w innych podobieństw do nas samych. To takie biblijne, widzimy źdźbło w oku nieprzyjaciela, ale nie belkę we własnym.
- powiedziała prof. Płatek. Ale jak na feministkę i progresistkę przystało, wszystko musiała sprowadzić do seksu.
Naprawdę mogę to powiedzieć? Już tylko na myślenie o zemście, karze, dokopywaniu, uruchamia się w mózgu okolica, która jest odpowiedzialna za przyjemność - zwłaszcza seksualną. Moja teza jest taka: gdyby Polacy mieli więcej sympatycznego, dobrego seksu, to być może byliby łagodniejsi dla ludzi. Nie musieliby szukać źródeł zadowolenia w tym, że komuś innemu przywalają.
Tak, pani profesor, może Pani to powiedzieć, bo mimo wszystko żyjemy w wolnym kraju. Ale czy naprawdę Pani musi?