Z katastrofa smoleńską jest jak z globalnym ociepleniem: naukowcy się spierają o przyczyny i o to, jak to się dzieje , a i tak nigdy nie dojdą do "wspólnej prawdy"- pisze dzisiaj w "Gazecie Wyborczej" Katarzyna Kolenda-Zaleska. Dlatego nie warto żadnych dyskusji, nie warto rozmawiać.
Naukowcy z całego świata co roku publikują raporty potwierdzające tę teorię. Nie mają żadnych wątpliwości, choć przecież wątpienie jest podstawą naukowego myślenia. Jest więc i w świecie naukowym jest spora grupa specjalistów kwestionująca ustalenia IPCC. Na podstawie swoich badań i raportów stwierdzają brak naukowych dowodów na to, że dwutlenek węgla czy inne gazy cieplarniane oraz działalność człowieka mają wpływ na ocieplanie się klimatu. Sytuacja jest patowa od wielu lat i nie ma żadnych przesłanek ku temu, by sądzić, że w najbliższym czasie naukowcy dojdą do porozumienia. Wręcz przeciwnie, spór się zaostrza, bo w tle są też polityczne interesy, a przede wszystkim duże pieniądze. Jedni oskarżają drugich - a to o niekompetencję, a to o zbijanie kapitału na straszeniu ludzi. W przypadku Smoleńska jest podobnie, choć w tle nie ma pieniędzy, ale przede wszystkim polityka i władza.
- pisze dziennikarka. I dodaje
Profesor Michał Kleiber, prezes PAN, zaproponował na łamach "Gazety" spotkanie na neutralnym gruncie naukowców i specjalistów od wypadków lotniczych. Tych, którzy dowodzą, że w Smoleńsku doszło do zamachu, i tych, którzy uważają, że to była tragiczna katastrofa. Idea piękna, szczytna, ale całkowicie nierealna, by nie powiedzieć naiwna, i z góry skazana na niepowodzenie. Niestety, ustalenie wspólnej prawdy o wydarzeniach z 10 kwietnia jest już całkowicie niemożliwe
A stąd już prosta droga do wniosku: