Rotmistrz oczerniony

Mamy coraz więcej dowodów na to, że Pilecki nie powiedział śledczym zbyt wiele. To zupełnie podważa tezy pana Romanowskiego – mówi historyk IPN Michałowi Płocińskiemu.

Publikacja: 16.05.2013 20:26

Jacek Pawłowicz

Jacek Pawłowicz

Foto: Fotorzepa, Jakub Kamiński

Głośno się zrobiło o przygotowanym przez pana albumie „Rotmistrz Witold Pilecki 1901–1948”. Profesor Andrzej Romanowski w artykule „Tajemnice Witolda Pileckiego” opublikowanym w tygodniku „Polityka” analizuje przedstawione w nim przez pana dokumenty. Według niego wynika z nich, iż rotmistrz Pilecki nie był taką świetlaną postacią: zdradził współpracowników, by na koniec wykazać się lojalnością wobec komunistycznych władz. Nie zauważył pan tych dokumentów?

Jacek Pawłowicz:

Pan Romanowski wyrwał te dokumenty z kontekstu. Widać, że w ogóle nie zapoznał się z aktami śledztwa. Pytanie więc, dlaczego dokonuje analizy drobnej tylko części akt, które przedstawiłem w albumie popularnonaukowym. Nie jest to pełna biografia Pileckiego ani poważna praca naukowa. Skupiłem się na tym, by pokazać rotmistrza poprzez dokumenty i pamiątki, które po nim pozostały. Wszystko konsultowałem z córką i synem Witolda Pileckiego.

Andrzejowi Romanowskiemu chodziło o to, by ośmieszyć IPN

Porozmawiajmy o faktach, które przeanalizował prof. Romanowski. Pilecki zdradził swoją najbliższą współpracowniczkę Marię Szelągowską już pierwszego dnia przesłuchań, czyli UB nie zdążyło poddać go torturom. Jest dokument o aresztowaniu rotmistrza i protokół z pierwszych przesłuchań. Na obu widnieje data 8 maja 1947 r.



To są po prostu pierwsze dokumenty ze śledztwa, które mają jakąkolwiek datę. Pan Romanowski wpada we własne sidła. Nie zna kontekstu i twierdzi, że rotmistrz został aresztowany 8 maja, bo taką datę ma dokument pierwszej rewizji osobistej. Tymczasem Witold Pilecki został zatrzymany najprawdopodobniej 6 maja, w tym samym czasie, gdy aresztowano Tadeusza Płużańskiego.



Dlaczego nie ma tego w dokumentach?



Właśnie. Pojawia się pytanie, co się z rotmistrzem działo przez te dwa dni. Witold Pilecki był wytrawnym oficerem wywiadu i miał agentów w różnych ministerstwach i Urzędzie Bezpieczeństwa. Zdawał więc sobie sprawę, że jego struktura została zinfiltrowana przez bezpiekę. Zeznania Pileckiego nie są przypadkowe – wcale nie zdradził współpracowników, jak sugeruje Romanowski, który swoją wiedzę czerpie z kilku zeskanowanych dokumentów i nieudolnie próbuje je analizować pod z góry założoną tezę.



To zostawmy moment aresztowania. Faktem jest jednak to, że 8 maja Pilecki zdradza adres Szelągowskiej, jej miejsce pracy, opisuje, czym się zajmowała w konspiracji i gdzie w jej mieszkaniu jest skrytka z tajnymi dokumentami.



Po dwóch dniach najcięższych tortur musiał coś zdradzić. Nikt nie jest w stanie wytrzymać zbyt długo takich męczarni. Ale opowiem panu kontekst: wszystko wskazuje na to, że było jakieś porozumienie między rotmistrzem a jego najbliższymi współpracownikami, czyli Marią Szelągowską i Tadeuszem Płużańskim. Chodziło o to, by przetrwać pierwsze dwa dni po aresztowaniu, kiedy odbywały się najgorsze tortury. Wszystko po to, by dać ludziom czas na zmianę adresów i zatarcie śladów. W badaniach kilka razy natknąłem się na taką taktykę podziemnych struktur wywiadowczych. W takim razie rotmistrz bohatersko wytrzymał dwa dni koszmarnych tortur i – by je w końcu przerwać – powiedział tyle, ile bezpieka i tak już wiedziała. Szelągowska zapewne zdawała sobie sprawę, że po dwóch dniach tortur to jej dane zostaną ujawnione.



Z tym że Pilecki w końcu chyba pękł, bo „zdecydował się na lojalność wobec jedynego wówczas realnie istniejącego państwa polskiego”– pisze Romanowski. Świadczy o tym list, który napisał do nadzorującego śledztwo Józefa Różańskiego – list pisany wierszem...



Znam bardzo dobrze ten list i powiem tak: jego nie wystarczy przytoczyć, jak zrobił Romanowski, ten list trzeba umieć zinterpretować. Jestem przekonany, że nim rotmistrz napisał list do Różańskiego, to odbył z nim poważną rozmowę. Wiele wskazuje na to, że Różański złożył mu konkretną ofertę: opowiedz nam szczerze o swojej działalności, a daję ci słowo honoru, że żadnemu z twoich współpracowników nie stanie się krzywda. To byłoby brakujące ogniwo w tej historii, a i forma, i treść późniejszego listu idealnie pasują do takiej tezy. Pasują do niej też przypadki innych aresztowanych, np. Emilii Malessy, której Różański złożył taką samą ofertę. Wierszem pisany list Pileckiego świadczyłby więc tylko o tym, że rotmistrz zrozumiał, iż został przez Różańskiego oszukany. To potwierdza także fakt, że od tego momentu postawa Pileckiego diametralnie się zmienia.



Jak to?



Nagle Pilecki przestał cokolwiek ujawniać, bo zrozumiał, że Różańskiemu chodzi tylko o to, by wyśledzić jego współpracowników. Co ciekawe, taką samą przemianę przeszła Emilia Malessa, i także wtedy, gdy zorientowała się, jak dała się podejść Różańskiemu.



Romanowski twierdzi, że nie ma dowodów na stosowanie „niedozwolonych metod” w śledztwie.



Pilecki był torturowany w sposób nieprawdopodobnie okrutny, nawet jak na standardy Rakowieckiej. W swoich wspomnieniach wiele przetrzymywanych tam osób przekazało później relacje, że tortury stosowane wobec niego wzbudzały w areszcie powszechne zdumienie. Nikt nie rozumiał, dlaczego rotmistrza aż tak mocno torturują. Do tego Eleonora Ostrowska, kuzynka Pileckiego, zauważyła podczas jego procesu, że rotmistrz ma powyrywane paznokcie z rąk. To nie są podstawy, by w takie tortury wierzyć?



Tylko że z pańskiego albumu wcale to tak jasno nie wynika.



Dobrze, może powinienem rozszerzyć ten fragment, opisać, jak wyglądało śledztwo i jakie metody stosowało UB na Rakowieckiej. Może powinienem też napisać to, co teraz panu opowiadam: o umowie ze współpracownikami i coś więcej o Józefie Różańskim. Jednak to wszystko zamierzam szczegółowo rozwinąć w osobnym opracowaniu dokumentów o Witoldzie Pileckim. Problem chyba jednak nie polega na tym, jak ja przygotowałem album, ale na tym, że Romanowskiemu chodziło wyłącznie o to, by ośmieszyć wszelkie badania ubeckich dokumentów i w ogóle ośmieszyć IPN. Mój album stał się tylko narzędziem, które zostało wykorzystane do udowodnienia z góry założonej tezy: patrzcie, te papiery są złe, bo oczerniają takich bohaterów jak rotmistrz Pilecki – zostawmy je, przestańmy je badać. Tak może mówić tylko osoba, która nie potrafi odpowiednio osadzić tych dokumentów w kontekście innych papierów. Romanowski nie zna innych dokumentów, więc zamknijmy już ten temat.



Dobrze. Czego możemy się więc spodziewać po głębszym opracowaniu dokumentów o Witoldzie Pileckim?



Nowe opracowanie będzie jakby rozszerzeniem albumu, który został przygotowany pięć lat temu. W międzyczasie odnalazły się w IPN ciekawe dokumenty zawierające nowe wątki dotyczące rotmistrza Pileckiego. Jednak absolutnie z niczego, co przedstawiłem w tamtym albumie, się nie wycofuję. Wykorzystywanie i obrażanie takiego bohatera jak rotmistrz Pilecki tylko po to, by uderzyć w IPN, lustrację i wszelkie badania historyczne nad czasami PRL, jest obrzydliwością.



Jakie nowe dokumenty zostały odnalezione?



Dotyczą okresu powstania warszawskiego i samego śledztwa. Mamy coraz więcej dowodów na to, że Pilecki nie powiedział śledczym zbyt wiele. Nie ujawnił nikogo z głębiej zakonspirowanych ludzi, którzy zdołali się lepiej ukryć i przeżyli czasy stalinowskiego terroru. A to już zupełnie podważa tezy Romanowskiego.



Może i profesor Romanowski nie miał racji, ale dzięki niemu znowu o rotmistrzu jest głośno. To chyba ważne, by przypominać tę postać.



Ale nie tak przypominać! Gdy tekst Romanowskiego ukazał się w „Polityce”, od razu zadzwoniłem do Zofii Pileckiej, córki rotmistrza. Tak się złożyło, że tego dnia obchodziła imieniny. Odebrała telefon słowami: „tylko mi nie składaj życzeń, bo to najgorszy dzień w moim życiu”. Później mnie zapytała: „kim jest ten człowiek, że tak strasznie opluł mojego tatę? Przecież tata całe życie pracował dla Polski”. Gratuluję więc panu Romanowskiemu prezentu dla córki rotmistrza – to ironicznie, a tak na poważnie, to oczekuję od pana profesora przeprosin dla rodziny Pileckich, bo to im wyrządził największą krzywdę.



Jacek Pawłowicz jest historykiem, dyrektorem Referatu Edukacji Historycznej IPN w Warszawie

Głośno się zrobiło o przygotowanym przez pana albumie „Rotmistrz Witold Pilecki 1901–1948”. Profesor Andrzej Romanowski w artykule „Tajemnice Witolda Pileckiego” opublikowanym w tygodniku „Polityka” analizuje przedstawione w nim przez pana dokumenty. Według niego wynika z nich, iż rotmistrz Pilecki nie był taką świetlaną postacią: zdradził współpracowników, by na koniec wykazać się lojalnością wobec komunistycznych władz. Nie zauważył pan tych dokumentów?

Jacek Pawłowicz:

Pozostało 95% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości