Organizacja ds. Zakazu Broni Chemicznej jest instytucją ważną i potrzebną. Pracują w niej wysokiej klasy specjaliści, którzy nadzorują bardzo ważny dla świata proces. Problem w tym, że oni ów proces jedynie nadzorują – decyzje w sprawie tego kogo i jak ów proces powinien objąć, należą nie do nich, lecz do polityków.
Pokojowy Nobel dla polityków też zawsze wzbudza wiele kontrowersji, wystarczy sobie przypomnieć Nobla dla Baracka Obamy. Ale jedno jest pewne – to Obama, Władimir Putin, czy wreszcie Baszir al-Asad podejmują decyzje, których skutkiem jest jakakolwiek zmiana w użyciu lub likwidacji broni chemicznej w Syrii. Organizacja ds. Zakazu Broni Chemicznej zajmuje się jedynie wprowadzaniem w życie decyzji, których ta Organizacja nie podejmuje.
To trochę tak, jakby Nobla z medycyny przyznawać nie naukowcom dokonujących odkryć i wynalazków, lecz producentom urządzeń, przy użyciu których naukowcy owych odkryć dokonują. Organizacja ds. Zakazu Broni Chemicznej jest narzędziem – inteligentnym, pożytecznym, potrzebnym – ale narzędziem. Ręką, która decyduje o użyciu tego narzędzia, są politycy.
Nobel w przeszłości już przyznawał takie właśnie Noble będące nieco dziecinnym wyrazem uznania dla kogoś, kto akurat jest na czołówkach gazet. Tak stało się już w 2005 roku z Noblem dla Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej.
Kierując się tą logiką, już zgłaszam do przyszłorocznego Nobla sprawnie działającą i niewątpliwie ważną dla świata Komisję Przygotowawczą Organizacji ds. Traktatu o Całkowitym Zakazie Prób Jądrowych.