Ministerialny projekt nowelizacji ustawy o systemie oświaty lada dzień trafi do Sejmu i zacznie obowiązywać już przy najbliższej rekrutacji. Oznacza to dla pracujących rodziców prawdziwe kłopoty. Pierwszeństwo w dostępie do prowadzonych przez gminy przedszkoli będą miały osoby zarabiające bardzo niewiele. Najpierw przyjmowane będą dzieci z rodzin, których dochód nie przekracza 456 zł netto na osobę. Co to oznacza? Wystarczy, że dwoje rodziców zarobi minimalną pensję i już znajdzie się na cenzurowanym.
MEN będzie też dyskryminować aktywnych wielodzietnych. Choć mówi, że gminy mają preferować duże rodziny w rekrutacji, to także tu wprowadza kryterium dochodu. Wyniesie nieco ponad 900 zł. Wystarczy, że rodzice trojga dzieci zarobią średnią krajową i nie znajdzie się dla nich miejsce w placówce. Mimo że akurat w tym wypadku kryterium powinna być wyłącznie wielodzietność. Generalnie znowu ma dostać się tym, którzy są zaradniejsi i aktywniejsi. Zapewne w imię dziwnie pojętej sprawiedliwości społecznej.
Te pomysły podważają samorządy. Do projektu ustawy, który nieoczekiwanie nie został wczoraj przyjęty przez rząd (będzie rozpatrywany zapewne za tydzień), Komisja Wspólna Rządu i Samorządu Terytorialnego zgłosiła zastrzeżenia dotyczące właśnie wprowadzania kryterium dochodowego. Samorządy wskazują, że nie powinno się dyskryminować osób aktywnych na rynku pracy, bo to przecież dla nich funkcjonują przede wszystkim przedszkola.
Uwagi do projektu zgłosił też minister pracy Władysław Kosiniak-Kamysz. Twierdzi, że wymyślone przez MEN kryterium dochodowe, obowiązujące w ustawie o pomocy społecznej, jest „fikcyjne". „Propozycje zaproponowane w projekcie są praktycznie niewykonalne bez badania przez ośrodki pomocy społecznej dochodu rodzin" – zauważa Kosiniak-Kamysz w przesłanych w trakcie konsultacji uwagach.
Zastrzeżenia dotyczą zatem nie tylko treści rozwiązania, ale także formy jego wprowadzania.