Towarzyszka pisarka a kołdra weterana

Towarzysze Jaruzelscy w szponach romansu; wątek celebryty Trynkiewicza traci świeżość i pewnie jest już zbyt słaby jak na końskie nerwy polactwa.

Publikacja: 12.02.2014 15:37

Anna Kozicka–Kołaczkowska

Anna Kozicka–Kołaczkowska

Foto: archiwum prywatne

Trójka towarzyszy od poniedziałku narzuca się gawiedzi z okładek brukowców. Sensacje spod kołdry dziewięćdziesięcioletniego weterana szlaku od Lenino do Berlina, mają mieć chyba dla Polaków jakąś znaczącą wagę.

Redaktor Żakowski, który walczy o swoje dobre imię, czyli nie zgadza się na posądzenie o resortowość, wychodzi w tym momencie na sympatycznego gościa. Co więcej, zatlił się w mojej duszy szczątek pozytywnej myśli o tych innych, resortowych rodzicach, których twarzy się nie zna. Czajenie się resortowych przodków w cieniu świadczyć może w końcu także o pewnym ogólnym wyczuciu, że nie ma czym się chwalić. O resztkach jakiegoś kodeksu, słuchu społecznego.

Na wspomnianych okładkach gazet, do kompletu towarzyszy brakuje portretu towarzyszki gosposi, której pasją jest wsuwanie głowy pod kołdrę towarzysza wszystkich towarzyszy. O istnieniu rywalki żony doniosły media na podstawie skwapliwych briefiengów towarzyszek żony i córki. Towarzyszka gosposia zrobiła także niemało żeby się wylansować. Niejedna kobieta wolałaby przejść cały szlak z Lenino do Berlina i z powrotem z kałachem w garści, niż obrać jej drogę kariery, nawet bez gotowania. W całej tej historii chodzi jednak podobno najbardziej o to, że oburzona towarzyszka żona nie może w żaden sposób wylać z roboty towarzyszki gosposi. Towarzyszka gosposia musi świetnie gotować.

Emocjonalne erupcje towarzyszki żony budzą współczucie i solidarność. Wiele wskazuje również na to, że nowoczesne, bajeranckie łoże boleści towarzysza męża może być autentycznym, obwoźnym sado – maso, używając nomenklatury Urbana z tekstu o Janie Pawle II. Jesteśmy niespokojni, bowiem towarzysz mąż nominowany na demona namiętności, choć jak relacjonuje towarzyszka żona we wszystkich możliwych mediach, jest zadowolony z ekstra zabiegów pielęgnacyjnych, dopiero co całkiem zgrabnie wywinął się od bezkompromisowych podchodów wymiaru sprawiedliwości.

„Jaki kraj, takie bunga bunga" – docięła nieoczekiwanie, zarówno krajowi, jak i byłemu premierowi Włoch, towarzyszka córka towarzysza w celu zapewnienia chwytliwego leitmotivu mediasforze. W pieprznej farsie towarzyszka córka wyraźnie przewidziała dla siebie rolę głównej moderatorki.

Niedaleko pada jabłko od jabłoni. Intrygujące ilu lat trzeba jeszcze towarzyszom wszystkich towarzyszy, w tym towarzyszce córce, aby pojąć, że to właśnie bez nich ten kraj byłby całkiem, ale to całkiem inny. Zupełnie nie taki, JAKI jest teraz. Naturalnie, każdy uśmiecha się na wspomnienie premiera Berlusconiego, który właściwie nigdy nie był jakąś większą świnią dla ludzi, zrobił w życiu parę fajnych psikusów, a wszystko raczej za swoje. Na jego widok serce nie popada w stan palpitacji. Towarzyszem to on nigdy nie był.

Zadziwiająca, niespodziewana rodzima nuta we wrzucie towarzyszki córki z racji seksu towarzysza wszystkich towarzyszy, zręcznie wpasowanego w rynek mediów brzmi tak, jakby towarzyszka niezbyt cieszyła się, że mimo wszystko zamiast leja po bombie atomowej, twór na kształt kraju na tym ubogim terenie jeszcze zipie. Warto byłoby usłyszeć, na co towarzyszka jeszcze liczy w tej ziemi, pełnej skądinąd tubylców kompletnie nieciekawych stylistyki towarzyszy zrodzonych w resorcie. Czy nie warto wybrać się ku obustronnej higienie, w piękniejsze i zasobniejsze kraje? Powiedzmy do kraju Coco Chanel lub Anny Wintour. Na ziemi wydojonej przez towarzyszy perspektywy są przecież zawsze jak najgorsze.

Będąc w pewnym, wojewódzkim mieście zmuszona byłam sprawdzić coś w książce Pawła Jasienicy. Wstąpiłam do biblioteki miejskiej pewna, że się uda. Dowiedziałam się, że czegoś takiego nie mają i mieć nie zamierzają. Polecają za to serdecznie zapisy na dzieło życia towarzyszki córki towarzysza wszystkich towarzyszy. Kilka egzemplarzy, przy niewielkiej zachęcie i subiekcji pań bibliotekarek, pozostaje tam w ciągłym obiegu. Przyznać muszę, że liczba filii samych tylko bibliotek miejskich na całym, w sumie niemałym, choć tak nieciekawym terenie, pomnożona przez kilka egzemplarzy dzieł towarzyszki córki może być niespotykanie energetyczną zachętą do pisarstwa. Kwota uzyskana w równie czarodziejski sposób z niejednego towarzysza zrobiła już artystę pióra i wielokrotnego laureata miejscowych, prestiżowych nagród literackich.

Zbiegnięcie się w jednym czasie intrygi towarzyszki gosposi z zapowiedzią towarzyszki córki, że już wkrótce ukaże się druga część biograficznej sagi opartej na najświeższych wieściach z łoża boleści, jest czystym darem ślepego losu. I jak tu nie być wdzięcznym Kuklińskiemu, że dożyło się tak fascynujących czasów zamiast fruwać w radioaktywnej chmurce wraz z dziećmi, rodziną i resztą polactwa!

Wprawdzie na razie, co przytomniejsi to wybuchają dzikim rechotem, to krzywią się ironicznie słysząc wice o miłości rodzinnej i o religijnej formacji towarzysza wszystkich towarzyszy, ale po miesiącu lasowania mózgów i zachęcających, medialnych zwiastunów spod kołdry weterana bojowego szlaku niejeden w te pędy poleci zapisać się do zeszytu w wypożyczalni. W materii wieści spod kołdry na pewien rodzaj człekokształtnych zawsze można liczyć.

Wreszcie zostanie jeden problem: Co z tą prozą dalej? Serial, film, opera, czy teatr narodowy. Wszystko? Gratuluję towarzyszce. Gratuluję.

Trójka towarzyszy od poniedziałku narzuca się gawiedzi z okładek brukowców. Sensacje spod kołdry dziewięćdziesięcioletniego weterana szlaku od Lenino do Berlina, mają mieć chyba dla Polaków jakąś znaczącą wagę.

Redaktor Żakowski, który walczy o swoje dobre imię, czyli nie zgadza się na posądzenie o resortowość, wychodzi w tym momencie na sympatycznego gościa. Co więcej, zatlił się w mojej duszy szczątek pozytywnej myśli o tych innych, resortowych rodzicach, których twarzy się nie zna. Czajenie się resortowych przodków w cieniu świadczyć może w końcu także o pewnym ogólnym wyczuciu, że nie ma czym się chwalić. O resztkach jakiegoś kodeksu, słuchu społecznego.

Pozostało 86% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości