Reklama

Rewolucja społecznościowa

Śmierć, rany, strzały snajperów - wszystko śledzić w czasie rzeczywistym w mediach społecznościowych

Aktualizacja: 20.02.2014 17:49 Publikacja: 20.02.2014 17:48

Rewolucja społecznościowa

Foto: Twitter

Nie jest to pierwsza rewolucja, którą śledzić można na żywo w mediach społecznościowych. Ale pierwsza tak blisko nas, w kraju gdzie - jak się  czasem wydaje - każdy kto ma telefon i internet, chce pokazać światu, co tam się dzieje. Dlatego na żywo, lecz w bezpieczeństwie naszego domu możemy śledzić zapis z internetowych kamer w centrum Kijowa. Na YouTubie możemy zobaczyć, jak umierają bezbronni ludzie po strzałach na oślep. Jak funkcjonariusze SBU palą swoje archiwa. Jak w tłum protestujących celują snajperzy. A na Twitterze i Facebooku widzimy, jakimi strzelcy strzelają kulami, gdzie się ukrywają, po czym można ich rozpoznać. Śledzimy też losy pojedynczych ludzi - jednych z dziesiątek, a niedługo pewnie setek tych, którzy padli od kul. Tak jak młodej wolontariuszki medycznej, Ołesji Żukowskiej, której historią żył przez kilka godzin internetowy tłum i która dobitnie pokazuje dramat chaos i surrealizm tej społecznościowej  rewolucji.

Jak się można było dowiedzieć z relacji kolejnych internautów, Ołesja została postrzelona dziś rano w szyję przez jednego ze snajperów.

A walcząc o życie, zdążyła jeszcze napisać na jeszcze jedną wiadomość: Umieram.

Reklama
Reklama

I po trzech godzinach zmarła. A przynajmniej tak donosiła internetowa wieść - wzięta nie wiadomo skąd, zaczęła żyć własnym życiem - i cudzą śmiercią.  I kiedy setki obcych lecz szczerze poruszonych ludzi składały już kondolencje dziewczynie, którą znali ze zdjęcia - a największe agencje prasowe (w tym Reuters i AP) oznajmiały jej śmierć- godzinę później wzburzenie wywołał kolejny tweet: Ołesja żyje. Jest operowana. W stanie ciężkim.

Olesya Zhukovskaja,were seriously wounded by sniper bullets.She was operated,but she is alive!|PR news #Ukraine #Kyiv pic.twitter.com/HYS1SvMR6b

A z drugiej strony mamy media tradycyjne - oraz polityków - którzy na tle na tle tego żywego, chaotyczny, pulsującego, surowego przekazu wydają się (choć nie są) coraz mniej istotni. I coraz dalej rzeczywistości.

Wystarczy przeczytać, co ma na temat Ukrainy do powiedzenia Romano Prodi,były premier Włoch. Podczas gdy na ulicach świszczą kule snajperów, rodziny opłakują zmarłych,  Prodi  na łamach "New York Timesa" woła o kompromis i chwali postawę Janukowycza:

Europejscy liderzy powinni natychmiast zaaranżować bezpośrednie rozmowy z prezydentem Władimirem Putinem i jego najwyższymi urzędnikami, by znaleźć tymczasowe rozwiązanie i zatrzymać przelew krwi, a także znaleźć długofalowy plan, który pozwoliłby Ukraińcom wybrać swój polityczny los w pokojowy i demokratyczny sposób.

Reklama
Reklama

(...) Odwracając dotychczasowy postęp, radykalni agenci zaczęli atakować policję, zajmować budynki i tworzyć atmosferę destrukcji. (...) Janukowycz musi zaoferować gałązkę oliwną, ale opozycja musi spotkać się z nim w połowie drogi, by nowy, dwupartyjny rząd mógł wprowadzić porządek i zająć się gospodarką. Protestujący powinni wtedy zdemontować barykady i wrócić do domu. Rząd Janukowycza zgodził się na wiele postulatów proponowanych przez protestujących, a ich przesłanie zostało wyrażone głośno i wyraźnie; to demokracja w najlepszej postaci. Europejscy przywódcy muszą wspierać ten postęp i unikać wrażenia wtrącania się w sprawy Ukrainy, co wzniecałoby tylko kolejne podziały.

Ukraińcy z pewnością są wdzięczni za jego pomoc.

Nie jest to pierwsza rewolucja, którą śledzić można na żywo w mediach społecznościowych. Ale pierwsza tak blisko nas, w kraju gdzie - jak się  czasem wydaje - każdy kto ma telefon i internet, chce pokazać światu, co tam się dzieje. Dlatego na żywo, lecz w bezpieczeństwie naszego domu możemy śledzić zapis z internetowych kamer w centrum Kijowa. Na YouTubie możemy zobaczyć, jak umierają bezbronni ludzie po strzałach na oślep. Jak funkcjonariusze SBU palą swoje archiwa. Jak w tłum protestujących celują snajperzy. A na Twitterze i Facebooku widzimy, jakimi strzelcy strzelają kulami, gdzie się ukrywają, po czym można ich rozpoznać. Śledzimy też losy pojedynczych ludzi - jednych z dziesiątek, a niedługo pewnie setek tych, którzy padli od kul. Tak jak młodej wolontariuszki medycznej, Ołesji Żukowskiej, której historią żył przez kilka godzin internetowy tłum i która dobitnie pokazuje dramat chaos i surrealizm tej społecznościowej  rewolucji.

Reklama
Publicystyka
Andrzej Łomanowski: Długi cień Władimira Putina nad Białym Domem
Materiał Promocyjny
Bank Pekao uczy cyberodporności
Publicystyka
Marek A. Cichocki: W nowym świecie Polacy muszą nauczyć się bezwzględnego używania siły
Publicystyka
Estera Flieger: Co jeśli absolutyzujemy polaryzację?
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: Władimir Putin przeprasza króla Kaukazu
Materiał Promocyjny
Stacje ładowania dla ciężarówek pilnie potrzebne
Publicystyka
Estera Flieger: Nie straszmy wojną, ale też nie lekceważmy sytuacji
Materiał Promocyjny
Transformacja energetyczna: Były pytania, czas na odpowiedzi
Reklama
Reklama