Nie jest to pierwsza rewolucja, którą śledzić można na żywo w mediach społecznościowych. Ale pierwsza tak blisko nas, w kraju gdzie - jak się czasem wydaje - każdy kto ma telefon i internet, chce pokazać światu, co tam się dzieje. Dlatego na żywo, lecz w bezpieczeństwie naszego domu możemy śledzić zapis z internetowych kamer w centrum Kijowa. Na YouTubie możemy zobaczyć, jak umierają bezbronni ludzie po strzałach na oślep. Jak funkcjonariusze SBU palą swoje archiwa. Jak w tłum protestujących celują snajperzy. A na Twitterze i Facebooku widzimy, jakimi strzelcy strzelają kulami, gdzie się ukrywają, po czym można ich rozpoznać. Śledzimy też losy pojedynczych ludzi - jednych z dziesiątek, a niedługo pewnie setek tych, którzy padli od kul. Tak jak młodej wolontariuszki medycznej, Ołesji Żukowskiej, której historią żył przez kilka godzin internetowy tłum i która dobitnie pokazuje dramat chaos i surrealizm tej społecznościowej rewolucji.
Jak się można było dowiedzieć z relacji kolejnych internautów, Ołesja została postrzelona dziś rano w szyję przez jednego ze snajperów.
A walcząc o życie, zdążyła jeszcze napisać na jeszcze jedną wiadomość: Umieram.