Kaczyński wygrał i przegrał - analiza Andrzeja Stankiewicza

Oficjalne wyniki wyborów trudno uznać za sukces PiS. Dlatego partia kwestionuje ich uczciwość.

Aktualizacja: 25.11.2014 00:37 Publikacja: 23.11.2014 21:03

Zarzuty fałszowania wyborów Jarosław Kaczyński stawia od lat. Dotąd nie miał jednak przekonujących a

Zarzuty fałszowania wyborów Jarosław Kaczyński stawia od lat. Dotąd nie miał jednak przekonujących argumentów. Tym razem dostał ich bardzo dużo od Państwowej Komisji Wyborczej (na zdj.)

Foto: PAP/Marcin Obara

Tydzień temu sprawa wyglądała na przesądzoną: wedle badania instytutu Ipsos, PiS wygrał wybory po raz pierwszy od dziewięciu lat i po siedmiu kolejnych porażkach pokonał Platformę. Z sondażu wynikało, że w wyborach do sejmików wojewódzkich PiS uzyskał 31,5 proc., PO – 27,3 proc., PSL – 17 proc., zaś SLD – 8,8 proc. Dwie główne partie podzieliły się zwycięstwami w regionach: PiS wygrał w ośmiu województwach południowo-wschodniej Polski, a PO wzięła drugą połowę kraju.

Dziś, po ogłoszeniu oficjalnych wyników, sytuacja diametralnie się zmieniła. PiS jest w znacznie gorszej, a Platforma w znacznie lepszej sytuacji. Państwowa Komisja Wyborcza oznajmiła, że PiS co prawda wygrał (26,85 proc.), ale o włos przed PO (26,36 proc.) i PSL (23,68 proc.), a stawkę zamyka SLD (8,78 proc.), którego nawet nie będzie we wszystkich sejmikach. W dodatku w porównaniu z sondażem PiS stracił zwycięstwo w dwóch regionach – na Śląsku (na rzecz PO) oraz w Świętokrzyskiem (na rzecz PSL).

Jeszcze nigdy nie zdarzyło się tak, aby różnica między bardzo wiarygodnymi zazwyczaj badaniami wyborców w dniu głosowania (exit poll) różniła się tak znacząco od oficjalnego wyniku. Skorzystała na tym Platforma, a najbardziej PSL – a więc tak czy inaczej koalicja. A Kaczyński jest główną ofiarą tych rozbieżności. Ostateczny wynik znacznie osłabia pozycję PiS (mniej o 5 punktów) i wzmacnia PSL (wzrost o 7 punktów).

Choć procentowo w skali kraju PiS zwyciężył, to – ze względu na rozkład głosów – Platforma będzie mieć więcej radnych w sejmikach wojewódzkich, a przede wszystkim zachowa władzę we wszystkich regionach, gdzie dotąd rządziła. Koalicja PO–PSL ma odpowiednią większość aż w 14 z 16 województw, nawet tam, gdzie wybory wygrał PiS.

Jeśli wyborczy wynik mierzyć miarą skuteczności w tworzeniu koalicji i przejmowaniu władzy, to Kaczyński wybory samorządowe wyraźnie przegrał. Partia Kaczyńskiego zachowa władzę w jednym jedynym sejmiku, w którym i tak rządziła w minionej kadencji – na Podkarpaciu. A zatem praktyczny polityczny rezultat dzisiejszego zwycięstwa wyborczego PiS jest niemal identyczny, jak efekty wyraźnej porażki tej partii w poprzednich wyborach samorządowych w 2010 r.

Z regionalnych układanek prawdopodobnie całkowicie wypadnie SLD, bo Platforma wraz z umocnieniem ludowców poza Śląskiem nie potrzebuje trzeciego partnera do rządów w sejmikach. To dlatego Leszek Miller zdecydował się spotkać z Kaczyńskim i – mimo niechęci dzielącej obu polityków od lat – przyłączyć do dyrygowanego przez lidera PiS chóru krytyków uczciwości wyborów.

Dla Kaczyńskiego podważanie wyniku wyborów to łatwe wytłumaczenie własnej politycznej porażki oraz mobilizacja elektoratu przed kampanią prezydencką oraz parlamentarną. Lider PiS wyniki wyborów uważa bowiem za nieprawdziwe i nierzetelne.

Faktem jest, że Kaczyński takie zarzuty stawia kolejnym wyborom od lat. Gdy w lipcu zapytaliśmy go podczas wywiadu dla „Rzeczpospolitej", na jakiej podstawie tak twierdzi, odrzekł: – Są badania socjologiczno-statystyczne, które dowodzą, że wybory były fałszowane, przynajmniej na szczeblu samorządowym.

Zazwyczaj jednak nie miał przekonujących argumentów na swą tezę, poza pojedynczymi przypadkami fałszerstw, takimi jak wybory na prezydenta Płocka w 2002 r. Tyle tylko, że tam podpisy fałszowali działacze lewicy – tej samej, którą dziś Kaczyński bierze pod rękę, domagając się uczciwych wyborów.

Tym razem jednak to Państwowa Komisja Wyborcza dała liderowi PiS do ręki argumenty. Zdumiewające opóźnienia w ogłaszaniu wyników wyborów, zdumiewająco duży odsetek głosów nieważnych i zdumiewająca różnica między badaniami Ipsos a ostatecznymi wynikami – nagromadzenie zdumiewających zjawisk wokół tych wyborów to idealne polityczne paliwo dla Kaczyńskiego.

Im bardziej wyborcy PiS będą wierzyć w to, że aparat wyborczy państwa jest nieuczciwy i sterowany przez władzę, tym bardziej będzie się mobilizował przed przyszłorocznymi wyborami. A im większa mobilizacja elektoratu PiS, tym większa szansa Kaczyńskiego na odsunięcie Platformy od władzy. Zarówno wybory europejskie – wygrane przez PO o włos – jak i wybory samorządowe na poziomie sejmików regionalnych – gdzie o jeszcze cieńszy włos wygrał PiS – pokazują, że w tej chwili obie partie mają szansę na zwycięstwo za rok.

Otwarte pozostaje pytanie, czy nawet jeśli Kaczyński zwycięży w wyborach parlamentarnych, to nie pozostanie na lodzie, odsunięty przez tandem PO–PSL. To, co w takiej sytuacji lider PiS powie o uczciwości wyborów, będzie mieć znacznie większe społeczne skutki niż dziś.

Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości