Fatwa o zjadaniu żon i reglamentowane oburzenie

Co jakiś czas międzynarodowa opinia publiczna jest wstrząśnięta dziwacznymi lub okrutnymi z zachodniego punktu widzenia oświadczeniami i praktykami dobiegającymi z państw spoza naszego kręgu kulturowego. W tym wymiarze nie ma jednak równości. Jednym wolno więcej, innym mniej.

Aktualizacja: 23.03.2016 14:46 Publikacja: 23.03.2016 14:40

Wojciech Czabanowski

Wojciech Czabanowski

Foto: archiwum prywatne

Sprawa jest polityczna. Jeżeli nieludzkie praktyki mają miejsce w państwach, które mają już ze światem zachodnim, a szczególnie ze Stanami Zjednoczonymi na pieńku, przez cały świat przechodzi fala oburzenia. Mówi się o ogólnoludzkich wartościach, w grę wchodzą – przynajmniej w sferze deklaratywnej – sankcje czy jakieś działania dyplomatyczne mające na celu zmianę drastycznych praktyk. Rzecz jasna znowu chodzi o reakcje o różnym natężeniu. Jeżeli coś dziwnego dzieje się w państwach silnych, o dużym potencjale militarnym albo ekonomicznym, reakcja ogranicza się do samych wyrazów oburzenia. Na państwa słabsze można już wywierać wpływ. Coś się w każdym razie dzieje, ponieważ Zachód poczuwa się do stania w obronie demokratycznych wartości i praw człowieka.

Zupełnie inaczej przedstawia się sprawa, jeżeli nieludzkie praktyki odbywają się w państwie sojuszniczym albo strategicznie nieistotnym. Wtedy nikogo nie obchodzą już uniwersalne wartości, a problem może być co najwyżej medialną ciekawostką. Arabia Saudyjska jest bardzo wyrazistym przykładem. Ponieważ to arabskie państwo od dawna pozostaje strategicznym sprzymierzeńcem USA, świat przymyka oko na to, co się tam dzieje, chociaż – znowu z zachodniego punktu widzenia – są to po prostu barbarzyństwa.

Fatwa Abdul Aziz Al-Sheikha o tym, że w razie głodu mężczyzna ma prawo zjeść swoją żonę, jest na to doskonałym przykładem. Chociaż została wydana już niemal dwa tygodnie temu, reakcja na nią jest wyłącznie medialna. W Arabii Saudyjskiej zresztą prawa człowieka są łamane na porządku dziennym, a prawo karne jak na europejskie standardy ma charakter dosłownie średniowieczny.

Dlatego nikt nie powinien mieć wątpliwości, że wszelkie deklaracje o ogólnoludzkich wartościach tak często goszczące na ustach zachodnich polityków mają wyłącznie charakter instrumentalny. Służą jako narzędzie mające przedstawić w złym świetle przeciwników politycznych i geopolitycznych. Kiedy te same narzędzia miałyby służyć do oceny państw przydatnych z tychże politycznych względów, politycy nabierają wody w usta, a wartości przestają mieć znaczenie.

Po raz kolejny okazuje się, że górnolotne slogany są jedynie narzędziem hipokrytów. By móc dobrze interpretować to, co dzieje się na świecie, należy zwracać uwagę wyłącznie na powiązania ekonomiczne i militarne.

Sprawa jest polityczna. Jeżeli nieludzkie praktyki mają miejsce w państwach, które mają już ze światem zachodnim, a szczególnie ze Stanami Zjednoczonymi na pieńku, przez cały świat przechodzi fala oburzenia. Mówi się o ogólnoludzkich wartościach, w grę wchodzą – przynajmniej w sferze deklaratywnej – sankcje czy jakieś działania dyplomatyczne mające na celu zmianę drastycznych praktyk. Rzecz jasna znowu chodzi o reakcje o różnym natężeniu. Jeżeli coś dziwnego dzieje się w państwach silnych, o dużym potencjale militarnym albo ekonomicznym, reakcja ogranicza się do samych wyrazów oburzenia. Na państwa słabsze można już wywierać wpływ. Coś się w każdym razie dzieje, ponieważ Zachód poczuwa się do stania w obronie demokratycznych wartości i praw człowieka.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Publicystyka
Wybory samorządowe to najważniejszy sprawdzian dla Trzeciej Drogi
Publicystyka
Marek Migalski: Suwerenna Polska samodzielnie do europarlamentu?
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: Zamach pod Moskwą otwiera nowy, decydujący etap wojny
Publicystyka
Bogusław Chrabota: Donalda Tuska na 100 dni rządu łatwo krytykować, ale lepiej patrzeć w przyszłość
Publicystyka
Estera Flieger: PiS choćby i z Orbánem ściskającym Putina, byle przeciw Brukseli