W ubiegły piątek 70-letni arcybiskup Hector Gonzalez Martinez zwołał dziennikarzy i powiedział im głośno to, o czym mieszkańcy stanu szepczą po kątach. – El Chapo żyje w Guanacevi, wiedzą o tym wszyscy oprócz władz – oznajmił. Skarżył się mediom, że księża z jego diecezji obejmującej północne stany Durango i Zacatecas są terroryzowani przez siepaczy karteli narkotykowych, a władze nie robią nic, by ich chronić. Nie poprzestał na ogólnikach. Padały nazwiska i nazwy miejsc, w których można spotkać bandytów. Jako kryjówkę El Chapo wskazał liczące 11 tys. mieszkańców górskie miasteczko Guanacevi, oddalone o 300 km od stolicy stanu Durango.
55-letni Guzman, którego „Forbes” zalicza do najbogatszych ludzi świata, stoi na czele międzynarodowej grupy przestępczej o nazwie Przymierze Krwi, znanej także jako kartel z Sinaloa. Od aresztowania szefa kartelu znad Zatoki Osiela Cardenasa uważany jest za największego handlarza narkotyków w Meksyku, a może i na świecie. Wymiarowi sprawiedliwości udało się raz wsadzić go za kratki, ale pozwolił mu się wymknąć w podejrzanych okolicznościach. 24 maja 1993 roku na lotnisku w Guadalajarze doszło do strzelaniny między ludźmi kartelu z Culiacan (którego szefem był Guzman) i kartelu z Tijuany. Przez pomyłkę został zabity arcybiskup Juan Jesus Posadas Ocampo, którego bandyci z Tijuany wzięli za El Chapo. Zginęło też sześć innych osób. Kilka tygodni później Guzman został zatrzymany w Gwatemali. Nie obciążono go odpowiedzialnością za śmierć hierarchy, bo to on miał zginąć, ale postawiono mu zarzut przynależności do organizacji przestępczej i nielegalnego posiadania broni. Trafił do zakładu karnego w meksykańskim Jalisco, skąd w 2001 roku udało mu się uciec. Podobno przekupił strażników i opuścił zakład Puente Grande wraz z brudną bielizną. Od tego czasu poszukuje go meksykańska policja, FBI i Interpol. Władze Meksyku dają 2 mln dolarów za wskazanie jego miejsca pobytu, USA – 5 mln. Mimo to nie ma chętnych do wydania bandyty.
Dlatego oświadczenie arcybiskupa wprawiło dziennikarzy w osłupienie. Do tego stopnia, że lokalna prasa wolała je przemilczeć. A ogólnokrajowe gazety, które odważyły się je przedrukować, dziwnym trafem nie dotarły do kiosków.
Urażone poczuły się władze, prokuratura i policja. Zażądały dowodów. - Wszyscy obywatele posiadający informacje mogące doprowadzić do zatrzymania przestępcy winni przekazać je władzom - oświadczył szef policji federalnej Rodrigo Esparza Cristerna. - Arcybiskup widać wie coś, czego my nie wiemy.
Nie wiadomo, czy sprawca zamieszania przestraszył się policji czy El Chapo, w każdym razie w niedzielę w specjalnym komunikacie rozesłanym przez archidiecezję przeprosił wszystkich, których obraził swoim oświadczeniem. Tłumaczył, że mówiąc o miejscu pobytu poszukiwanych bandytów, powtórzył jedynie to, co słyszał od wiernych. - Ludzie twierdzą, że El Chapo jest tu, tam, ówdzie. Moja wiedza może się wydać naiwna, bezkrytyczna czy fantazyjna, ale pochodzi ona z bezpośrednich kontaktów duszpasterskich - dodał. Rzecznik archidiecezji Victor Solis, który wystąpił w telewizji Milenio, próbował bagatelizować całą sprawę, mówiąc, że arcybiskup powtarza „legendy”.