W poniedziałek spotkają się w Zgorzelcu szefowie MSW Polski i Niemiec. Dla Niemców sprawa jest pilna, bo mieszkańcy przygranicznych rejonów ślą petycje o pomoc w ochronie ich mienia.
– Włamano się właśnie do mojego garażu i skradziono piłę mechaniczną, kosiarkę i wiertarkę – mówi Stefan Hofmann, mieszkaniec Kleinpribus na północ od Görlitz. Ginie nie tylko tego rodzaju sprzęt, ale też traktory, rzeczy pozostawione w domkach na działkach, nie mówiąc o samochodach.
– To prawdziwa plaga, która spadła na nas po zniesieniu kontroli granicznych – twierdzą mieszkańcy Kleinpribus. Zorganizowali nocne patrole. Mają żal do rządu Saksonii i władz federalnych, że po przystąpieniu Polski do strefy Schengen wycofano policję graniczną. Był to ich zdaniem sygnał dla złodziei z Polski, że nic im już nie grozi.
Coś może o tym powiedzieć szef resortu spraw wewnętrznych Lothar de Maiziere. Niedawno skradziono w Dreźnie jego audi. Postawiono na nogi całą policję graniczącej z Polską Saksonii. Auto znaleziono nazajutrz w czasie rutynowej kontroli na autostradzie A4 z Drezna do Zgorzelca. Za kierownicą siedział 33-letni Polak. Dla Niemców był to koronny dowód, że auta kradną Polacy.
Media prześcigają się w cytowaniu statystyk, z których wynika, że w pasie granicznym (po Berlin) skradziono w ubiegłym roku rekordową liczbę aut. W Saksonii liczba kradzieży wzrosła o prawie dwie trzecie. W Brandenburgii o jedną trzecią. Ale w połączonym ze Słubicami mostem Frankfurcie nad Odrą zgłoszeń o kradzieżach nie przybyło.