- Są supermarkety lojalne wobec łotewskich producentów, ale dla wielu jedynym kryterium jest cena. W ogłaszanych przez sieci zapytaniach cenowych wygrywają a to Polacy, a to Turcy, a to Litwini a dopiero potem my - twierdzi Edite Strazdina szef grupy producenckiej Musmaju darzeni, cytuje agencja Delfi.

Jego zdaniem nadmiar warzyw z Polski i Litwy trafia po zaniżonych cenach na Łotwę, dlatego, że producenci zagraniczni nie chcą obniżać cen na rodzimych rynkach.

Podobnego zdania jest Egil Druwinysz przedstawiciel gospodarstwa rolnego Lepzedi, które specjalizuje się w ogórkach: Musimy na poważnie konkurować z przyjaciółmi z Polski i Litwy. Proponują oni ceny dumpingowe, tak niskie, że dalej już obniżać się nie da. Ich towar pośrednicy kupują chętnie. Nie wiem komu to się opłaca. Może u siebie Polacy i Litwini jakoś omijają podatki - zastanawia się rolnik.

Producentom warzyw na Łotwie brakuje ochrony państwa, w sytuacji występującego nadmiaru produkcji (konsekwencja rosyjskiego embraga żywnościowego). Domagają się, by wzorem wielu innych państw Unii, także Ryga ustaliła minimalne ceny, poniżej których nie wolno sprzedawać ani kupować. Na razie ich głos pozostaje wołaniem na puszczy.