Jakieś półtora roku temu brałem udział w nieformalnych spotkaniach z przedstawicielami Akademii Nauk Stanów Zjednoczonych. Zwrócili się do PAN z propozycją nowego programu finansującego naukowców-uchodźców z Białorusi. Potem szybko rozszerzyło się to na Ukrainę. Pieniądze na pomoc amerykańska akademia uzyskała od prywatnych donatorów. To bardzo duże środki. Mówię o milionach dolarów. Donatorzy, oferując pomoc finansową, chcieli być pewni, że partner amerykańskiej akademii będzie instytucją godną zaufania. Amerykanie zaręczyli za nas. Do takich rozmów by nie doszło z przedstawicielami instytucji o krótkim życiorysie.
Polscy naukowcy obawiają się jednak, że PiS chce iść śladami Węgier. Powołano tam nową akademię, a wcześniej istniejącą zmarginalizowano. Nowa odebrała nie tylko środki, ale też naukowców. Pan się tego nie boi?
Nie. Prestiż i miejsce, w którym jest PAN, są silne. Proszę zwrócić uwagę, że mamy znakomitego partnera w postaci Polskiej Akademii Umiejętności. Będziemy się przyglądać nowej akademii. Po owocach ich poznacie. Naprawdę nie mam powodów obawiać się ścieżki, którą pani zarysowała. Nie potrafię na razie sprecyzować listy osób, które będą członkami nowej korporacji. Jeśli znajdą się tam znakomici naukowcy, będzie okazja do refleksji, dlaczego nie stali się członkami PAN. Nie widzę jednak w tej inicjatywie zagrożenia.
Czy Polska Akademia Nauk powinna doradzać, w jakim kierunku powinien zmieniać się system sądownictwa? Czy powinna zabierać głos w sprawie praworządności? A może powinna unikać drażliwych tematów?
Akademia powinna zabierać głos. Drażliwych tematów jest dużo więcej. Wspomnieliśmy o covidzie, nie wspomnieliśmy o zatruciu Odry, o której też się wypowiadaliśmy. W każdej kwestii PAN powinna wyrażać swoją opinię. Powinna być to opinia apolityczna i merytoryczna. Dopóki będziemy się trzymać tych dwóch przymiotników, nie widzę powodu, żebyśmy byli wstrzemięźliwi w wygłaszaniu opinii. A co z tym zrobią rządzący, to już inna sprawa. Od lat zajmuję się doradztwem naukowym i wiem, że jego fundamentem jest bycie uczciwym brokerem wiedzy. To nasza misja. Pracując wiele lat z politykami, wiem też, że muszą brać pod uwagę okoliczności i ograniczenia, jakich ciała naukowe nie uwzględniają. Końcowe decyzje nie zawsze będą zgodne z naszymi oczekiwaniami. Na tym polega polityka. Musimy pamiętać, jako świat naukowy, że politycy mają takie ograniczenia. Nie możemy się na nich obrażać. Raczej powinniśmy czynić starania, by nasze argumenty były na tyle przekonujące, żeby przeważały nad pozostałymi. Przekaz musi być maksymalnie skuteczny.