Ochronę prawną najłatwiej uzyskać dla herbów. W wyroku z 10 kwietnia 2002 r. (sygn. I ACa1399/01) Sąd Apelacyjny w Katowicach orzekł, że „więź emocjonalna, jaka może łączyć osobę fizyczną z herbem, stanowiącym własność jej rodziny, uzasadnia zakwalifikowanie herbu jako dobra osobistego w rozumieniu art. 23 kodeksu cywilnego, a wykorzystanie go przez inną osobę – jako naruszenie tego dobra".
Wyrok zapadł w sprawie wytoczonej browarowi w Żywcu przez Habsburgów. Szkopuł w tym, że herb tej rodziny jest znany i oryginalny. W Polsce jednak nierzadko z jednego herbowego wizerunku i nazwy (np. Jastrzębiec, Topór, Abdank czy Nałęcz) korzysta nawet po kilkaset rodzin. Przez to zainteresowanym trudniej wykazać, że to tylko ich dobro osobiste.
Gorzej jest z tytułami szlacheckimi. Przed wojną posługiwanie się nimi było co prawda rozpowszechnione, ale głównie w życiu pozaurzędowym. Konstytucja marcowa z 1921 r. przewidywała bowiem, że „Rzeczpospolita Polska nie uznaje przywilejów rodowych ani stanowych, jak również żadnych herbów, tytułów rodowych i innych, z wyjątkiem naukowych, urzędowych i zawodowych" (art. 96).
Nieprzyjazne dla szlachciców i arystokratów są wciąż przepisy o aktach stanu cywilnego. Jednemu z hrabiów nie udało się uzyskać uzupełnienia swojego aktu urodzenia przez dopisanie tytułu szlacheckiego. Naczelny Sąd Administracyjny w wyroku z 8 października 2008 r. (sygn. II OSK 1160/07) orzekł, że w akcie urodzenia można zamieszczać jedynie te dane, które wprost wskazano w regulacjach prawnych. Chodziło o przepisy o aktach stanu cywilnego z 1945 r. i 1986 r.
Łatwiej w tej mierze ma szlachta obcego pochodzenia, np. niemieckiego, holenderskiego lub francuskiego. Sądy kilkakrotnie uznawały już, że przedrostki „von", „van" lub „de" są częściami składowymi nazwisk (por. postanowienie Sądu Najwyższego z 26 listopada 1998 r., sygn. I CKU 103/98).