Marek Michalak: Dziecko powinno mieć adwokata

Gdyby powoływanie i skuteczne działanie tych, którzy mają reprezentować najmłodszych, było standardem, losy Kamila z Częstochowy mogłyby być inne – uważa Marek Michalak, były rzecznik praw dziecka.

Publikacja: 01.06.2023 02:00

Marek Michalak na spotkaniu z dziećmi

Marek Michalak na spotkaniu z dziećmi

Foto: Biuro RPD

Czy wiemy, ile dzieci tak naprawdę pada dziś ofiarą przemocy?

Oczywiście, że nie wiemy. Ogólna liczba popełnionych przestępstw jest z pewnością dużo większa niż przestępstwa wykryte i odnotowane przez statystyki kryminalne. Wiele dzieci doznaje przemocy, a ciemna liczba przestępstw, liczba tych, które jej zaznały, jest nieokreślona. Nie mamy właściwych badań i statystyk. Co najgorsze, bagatelizowanie tego tematu przez władze państwowe sprawia, że skala stosowania przemocy wobec dzieci nie maleje. A powinna! Mam świadomość, że przemoc jest wszędobylska i całkowicie nie da się jej wyeliminować, ale powinniśmy zrobić wszystko, by jak największa liczba dzieci była bezpieczna i tak się czuła. Nie stanie się tak jednak bez zmiany sposobu widzenia dziecka w przestrzeni publicznej. Niestety, w Polsce, kraju noszącym zaszczytny tytuł „ojczyzny praw dziecka”, jego pozycja w społeczeństwie nie jest tak wysoka, jak być powinna. Niedopuszczalne jest, żeby z ust wysokiego urzędnika państwowego, w randze ministra lub rzecznika praw dziecka, bezkarnie padały słowa o tym, że wychowanie wymaga stosowania kar cielesnych, klapsy są czymś, co powinno się „wspominać z estymą”, a rodzina jest święta nawet, jak bije dzieci. Takie wypowiedzi przyczyniają się nie tylko do relatywizowania ich problemów, ale stanowią symboliczne „zielone światło” do stosowania wobec nich przemocy. To pierwsza rzecz, z którą trzeba walczyć, bo ktoś, kto choćby słownie umniejsza skutki stosowania przemocy, wpływa na jej rozwój. Niestety, brak jest państwowych kampanii społecznych wyczulających na ten problem. Nie mamy też wspomnianych informacji z badań i statystyk, które pokazywałyby, z jaką skalą przestępstw mamy do czynienia oraz w których miejscach należy najbardziej uszczelniać system pomocy dzieciom. Jako społeczeństwo i organizacje pozarządowe nie mamy dostępu do aktualnych, wiarygodnych danych. Ostatnie pochodzą z analizy Niebieskiej Karty z 2021 roku.

Czytaj więcej

Adwokat dziecka zamiast kuratora w sądzie. Prawnicy są za

Jako rzecznik praw dziecka widział pan problem i zostawił na biurku propozycję jego rozwiązania. Co się z nią stało?

Może nie całkowitego rozwiązania, bo to prawie niemożliwe, ale z pewnością minimalizacji zjawiska przemocy i złego traktowania dzieci. Opuszczając urząd rzecznika w 2018 roku, pozostawiłem gotowy projekt nowego kodeksu rodzinnego – wystarczyło złożyć pod nim podpisy i zacząć go procedować. Stary ma już kilkadziesiąt lat, jest archaiczny i niedostatecznie chroniący podmiotowość oraz prawa młodego człowieka. Nie przystaje do realiów i wyzwań współczesności.

Dlaczego do tej pory projekt nie jest procedowany?

No waśnie... Nie tylko ta mądra i dobra propozycja ochrony dzieci została zbagatelizowana. Bardzo potrzebna jest w końcu ustawa o analizie śmiertelnych przypadków krzywdzenia dzieci, o którą już nie prosi, ale wręcz błaga Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę. Taki dokument pozwoliłby dokładnie zbadać te konkretne, tragiczne sprawy, porównywać je ze sobą, a dzięki temu zauważyć, co nie działa w obowiązującym systemie. Polska wciąż nie ratyfikowała też III Protokołu fakultatywnego do Konwencji o prawach dziecka, dzięki któremu najmłodsi Polacy mogliby składać skargi na łamanie praw dziecka do Komitetu Praw Dziecka ONZ. Kilka lat temu wnioskowałem również o przyjęcie narodowej strategii przeciwdziałania przemocy wobec dzieci, ale w dzisiejszej Polsce nie ma, niestety, woli jej uchwalenia. To wszystko sprawia, że system, który ma chronić dzieci i młodzież, jest nieuporządkowany i nieskuteczny.

Wielu komentujących uważa, że wszystkie patologie systemu skupiła głośna ostatnio sprawa Kamila z Częstochowy. A jako jego najsłabszy punkt wskazuje sądy.

Kiedyś zarzucono sądom, że na masową skalę odbierają dzieci ze względu na biedę w rodzinie, co oczywiście nie było prawdą, a stanowiło jedynie populistyczną tezę. Sejm uchwalił ustawę zakazującą takiego działania, ale tyle samo sensu miałoby przyjęcie ustawy o tym, że dzieciom na ulicy wolno korzystać z powietrza... To niczego nie zmieniło, spowodowało jedynie, że sędziowie mogli poczuć się zepchnięci do narożnika, zacząć bać się postępowań dyscyplinarnych czy szykanowania przez swoich zwierzchników. Być może dlatego czasem nie podejmują działań, które podjąć powinni. Oczywiście nie stanowi to żadnego usprawiedliwienia, bo takie decyzje powinny być podejmowane zgodne z ich wiedzą i sumieniem. Nawet jeśli sąd wie, że w pieczy zastępczej nie ma miejsca, to nie znaczy, że nie powinien wydać nakazu zabezpieczenia dziecka, którego życie lub zdrowie jest zagrożone. Znam przypadki, kiedy dziecko w oczekiwaniu na miejsce w pieczy zastępczej przebywało w szpitalu, bo to rozwiązanie i tak było lepsze niż powrót do oprawców.

A czy oprawców powstrzymałoby podwyższenie kar?

Raczej nie. Ważniejsza jest nieuchronność kary niż jej wysokość. A jeszcze ważniejsza jest mądra profilaktyka i wzmacnianie pozycji dziecka w społeczeństwie, w rodzinie, w szkole... Pomogłoby pochylenie się nad dzieckiem i przyznanie mu – kiedy jego sprawa trafia już do sądu – adwokata. Byłby on jego pełnomocnikiem, dziecko nie zostałoby pozostawione samo na pastwę reprezentacji swoich opiekunów prawnych, którzy – jeśli sami są sprawcami przemocy – nie mają interesu w tym, żeby je chronić. Taki adwokat byłby kompetentną osobą, która walczyłaby o to, żeby dziecko zostało wysłuchane, podmiotowo potraktowane, pilnowałaby jego spraw. Ustanowienie takiego „adwokata dziecka” faktycznie mogłoby zmienić postać rzeczy. A gdyby jego powoływanie i działania były standardem, to i losy Kamila z Częstochowy mogłyby być inne... Stosowne przepisy dotyczące tego rozwiązania zostały zawarte we wspomnianym projekcie nowego kodeksu rodzinnego, który przedstawiłem rządzącym w 2018 roku. Oczywiście w normalnej, zdrowej, uczciwej i nieupolitycznionej rzeczywistości nad całym tym systemem powinien czuwać rzecznik praw dziecka. Kiedy pełniłem tę funkcję, porozumiałem się z MSWiA i komendą policji, dzięki czemu otrzymywałem te same co komendant główny wiadomości o wszystkich nagłych śmierciach dzieci. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby podobna umowa obowiązywała także dzisiaj.

Ale pan mówi o tym, co już „po fakcie”. A rzecznik nie jest wróżką i nie zapobiegnie tragedii, jeśli nie zna sytuacji konkretnej rodziny.

Rzecznik praw dziecka musi tworzyć wokół swojego urzędu i swojej osoby taki klimat, żeby same dzieci, ale i starsi oraz instytucje ufały mu na tyle, aby chciały zwracać się do niego z problemami dotyczącymi dzieci. Gdyby ośrodek pomocy społecznej, który kieruje wniosek do sądu, podobny wniosek skierował do rzecznika praw dziecka, być może coś zmieniłoby się chociażby w tej konkretnej sytuacji. W przypadku Kamila dzisiaj jest jeszcze za wcześnie, żeby dywagować, co tak naprawdę znalazło się we wnioskach o odebranie go rodzinie. Nie wiem, czy w którymś z nich zawarta została konkretna informacja o zagrożeniu życia bądź zdrowia dziecka. Jeśli tak – to powinna ona spowodować właściwe decyzje dotyczące jego zabezpieczenia. 

Pan wierzy, że Kamil będzie ostatnim albo przynajmniej jednym z ostatnich dzieci zabitych przez najbliższych?

Chciałbym w to wierzyć. Wiem jednak, że po każdej podobnej sprawie wszyscy rwą włosy z głowy, a potem wszystko przycicha. Uważam, że już dzisiaj do konkretnych ministerstw i premiera powinno trafić kilkadziesiąt wniosków generalnych rzecznika praw dziecka, wymuszających na rządzie i parlamencie podjęcie odpowiednich działań.

Pozostaje też kwestia społecznego przyzwolenia na bicie dzieci. Pytanie tylko, jak można zmusić ludzi do reakcji, skoro widzą, że państwo, któremu płaci się za to, żeby czuwało nad tymi sprawami, nie działa właściwie? Kamil był pod opieką instytucji, podobnie jak dzieci z Pucka, które zginęły w rodzinie zastępczej, i kilkuletni chłopcy z Drawska Pomorskiego, gwałceni i bici w czasie, gdy ich rodzina mieszkała w ośrodku wsparcia.

Wracamy do początku, czyli kwestii tego, co te wszystkie służby i instytucje słyszą od swoich zwierzchników: że klaps to nie bicie, a rodzina jest święta nawet wtedy, gdy bije dzieci. Potrzeba nam jasnego przekazu, że każda, nawet najmniejsza przemoc, jest złem, a my zła nie akceptujemy. Naprawdę martwi mnie wspomniany brak regularnych, corocznych kampanii społecznych dotyczących walki z przemocą wobec dzieci. Po tym, jak w 2010 roku uchwalony został całkowity zakaz stosowania wobec nich kar cielesnych, co roku Biuro Rzecznika Praw Dziecka uruchamiało jedną lub dwie kolejne kampanie uwrażliwiające społeczeństwo na ten ważny problem. Corocznie było też zlecone przeze mnie badanie porównawcze, które pokazywało tendencję spadkową w kwestii społecznego przyzwolenia na stosowanie kar cielesnych, które spadło do 2018 roku z 78 do 48 procent. Niestety, nie wiemy, co działo się dalej, ponieważ obecny rzecznik praw dziecka nie kontynuuje tych badań. Ale nawet bez ich wyników możemy się jednak spodziewać, że dalszy pożądany spadek nie nastąpił, skoro nie były i nie są podejmowane żadne działania edukacje. Jednak najważniejsze przesłanie w całej tej dyskusji brzmi: nie ma dobrej przemocy. I żadnej jej formy – fizycznej, psychicznej, seksualnej czy ekonomicznej – nie da się usprawiedliwić. Jeśli ktoś stosuje przemoc, zachowuje się niegodziwie. Przyzwoici ludzie powinni stawać w obronie dzieci.

Czy wiemy, ile dzieci tak naprawdę pada dziś ofiarą przemocy?

Oczywiście, że nie wiemy. Ogólna liczba popełnionych przestępstw jest z pewnością dużo większa niż przestępstwa wykryte i odnotowane przez statystyki kryminalne. Wiele dzieci doznaje przemocy, a ciemna liczba przestępstw, liczba tych, które jej zaznały, jest nieokreślona. Nie mamy właściwych badań i statystyk. Co najgorsze, bagatelizowanie tego tematu przez władze państwowe sprawia, że skala stosowania przemocy wobec dzieci nie maleje. A powinna! Mam świadomość, że przemoc jest wszędobylska i całkowicie nie da się jej wyeliminować, ale powinniśmy zrobić wszystko, by jak największa liczba dzieci była bezpieczna i tak się czuła. Nie stanie się tak jednak bez zmiany sposobu widzenia dziecka w przestrzeni publicznej. Niestety, w Polsce, kraju noszącym zaszczytny tytuł „ojczyzny praw dziecka”, jego pozycja w społeczeństwie nie jest tak wysoka, jak być powinna. Niedopuszczalne jest, żeby z ust wysokiego urzędnika państwowego, w randze ministra lub rzecznika praw dziecka, bezkarnie padały słowa o tym, że wychowanie wymaga stosowania kar cielesnych, klapsy są czymś, co powinno się „wspominać z estymą”, a rodzina jest święta nawet, jak bije dzieci. Takie wypowiedzi przyczyniają się nie tylko do relatywizowania ich problemów, ale stanowią symboliczne „zielone światło” do stosowania wobec nich przemocy. To pierwsza rzecz, z którą trzeba walczyć, bo ktoś, kto choćby słownie umniejsza skutki stosowania przemocy, wpływa na jej rozwój. Niestety, brak jest państwowych kampanii społecznych wyczulających na ten problem. Nie mamy też wspomnianych informacji z badań i statystyk, które pokazywałyby, z jaką skalą przestępstw mamy do czynienia oraz w których miejscach należy najbardziej uszczelniać system pomocy dzieciom. Jako społeczeństwo i organizacje pozarządowe nie mamy dostępu do aktualnych, wiarygodnych danych. Ostatnie pochodzą z analizy Niebieskiej Karty z 2021 roku.

Pozostało 80% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Prawo karne
CBA zatrzymało znanego adwokata. Za rządów PiS reprezentował Polskę
Spadki i darowizny
Poświadczenie nabycia spadku u notariusza: koszty i zalety
Podatki
Składka zdrowotna na ryczałcie bez ograniczeń. Rząd zdradza szczegóły
Ustrój i kompetencje
Kiedy można wyłączyć grunty z produkcji rolnej
Sądy i trybunały
Sejm rozpoczął prace nad reformą TK. Dwie partie chcą odrzucenia projektów