Przebierańca oszusta poznasz po guzikach

Nie ma chyba profesji, pod którą nie podszyliby się złodzieje. ?Udają już nie tylko lekarzy i prawników. A ludzie wciąż się nabierają.

Publikacja: 18.01.2014 10:00

Przebierańca oszusta poznasz po guzikach

Foto: Fotorzepa, Jakub Dobrzyski

Dziennikarz przebrany za księdza próbował dostać się do sali szpitalnej, w której leżał Michael Schumacher. Do zdarzenia doszło pod koniec roku w szpitalu w Grenoble, bo tam po wypadku na stoku narciarskim trafił wielokrotny mistrz świata Formuły 1.

Tego przebierańca zdemaskowano od razu. Zupełnie inaczej było w Zamościu. Tam nie połapano się, że ktoś może być aż tak bezczelny. Przed „dziennikarką TVN" prężył się prezydent Zamościa i urzędnicy magistratu. Materiał na temat rodzicielstwa zastępczego miał być wyemitowany w programie interwencyjnym „Uwaga".

Urzędnicy przyznają, że nie mieli podstaw wątpić w fachowość „pani redaktor", bo zadawała konkretne pytania, nadto towarzyszyła jej ekipa miejscowej telewizji kablowej (Alicja J., bo to o niej mowa, wynajęła ją, tłumacząc, że kamerzysta i dźwiękowiec TVN w drodze do Zamościa mieli poważną stłuczkę).

Pani z telewizji

Urzędnicy nie mogli doczekać się emisji materiału, a właściciele miejscowego hotelu, gdzie „pani redaktor" gościła przez blisko tydzień, zapłaty ponad 3400 zł. Obiecanego honorarium nie otrzymała też ekipa lokalnej kablówki.

Alicja J., która niegdyś rzeczywiście była dziennikarką podlaskich mediów, ale nigdy TVN, przez wiele miesięcy działała zawsze w ten sam sposób. Podawała się za dziennikarkę telewizji, meldowała w hotelu, wynajmowała pracowników lokalnych stacji telewizyjnych, robiła wywiad z samorządowcami i znikała, nie płacąc. Od hotelarzy i restauratorów w Zamościu, Lublinie, Szczecinie, Zakopanem i Łodzi wyłudziła usługi warte 29,5 tys. zł, na 8 tys. zł swoje honoraria oszacowali właściciele lokalnych mediów. Niedawno Sąd Rejonowy w Zielonej Górze skazał ją na 1,5 roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata próby, wymierzył jej 200 zł grzywny i zobowiązał do naprawienia szkody.

Codzienność pokazuje, że można podszyć się także pod lekarza. W Wielkopolsce działał oszust ginekolog. Był tak pewny siebie, że po jednym z poznańskich szpitali chodził w kitlu lekarskim, drewnianych chodakach, z przewieszonym przez szyję stetoskopem. Tak działał 45-letni rolnik ze Szczecina, który zajmował się sprzedażą środków wczesnoporonnych.

Pomysły złodziei bywają absurdalne, ale zawsze kogoś uda się oszukać

Grupę podobnych „lekarzy" zarabiających na handlu środkami aborcyjnymi zatrzymali kilka miesięcy temu policjanci z Lublina. „Ginekolodzy" ze swoimi pacjentkami spotykali się w restauracjach lub pod sklepami. Długo i szczegółowo opowiadali, jakie skutki lek może wywołać, jakie może być samopoczucie. To ich uwiarygodniało w oczach zainteresowanych.

Pan doktor i pielęgniarka kilkanaście dni temu odwiedzili również samotnie mieszkającego 77-latka z Komarowa w Lubelskiem. Radość mężczyzny z wizyty trwała krótko. W mieszkaniu nieznajomy obezwładnił go, a pielęgniarka skradła mu z kieszeni portfel, w którym było 7,5 tys. zł. Po opuszczeniu mieszkania napastnicy zablokowali drzwi wejściowe, podpierając je kołkiem.

Adwokata ?nikt nie sprawdza

W cudzą skórę postanowił wejść również mieszkaniec Nowego Sącza. Przez sześć lat, podając się za adwokata, „reprezentował" swoich klientów, inkasując stawki jak rzeczywiście wzięty prawnik. Od jednego z klientów dostał aż 113 tys. zł: przez kilka lat utrzymywał, że prowadzi jego sprawę w sądzie. Okazało się, że to jego stary numer, bo w latach 2006–2010 oszukał 43 osoby, podając się za adwokata, radcę prawnego lub byłego prokuratura, w zależności od potrzeb.

Komornika udawał z kolei obywatel Łodzi. Przedsiębiorcom oferował do sprzedaży po okazyjnych cenach dobra zabezpieczone w postępowaniach egzekucyjnych. Jeden z nich kupił np. ponad 13 ton cukru, płacąc 27 tys. zł. Rzekomy komornik po zainkasowaniu należności oświadczał, że zabezpieczony towar czeka w jednym z magazynów w innej dzielnicy Łodzi, i znikał. Policja ustaliła, że to zawodowy oszust poszukiwany listem gończym, który ma do odbycia karę 6,5 roku więzienia.

Skoro można zostać na papierze komornikiem czy adwokatem, można też udawać wykładowcę akademickiego, ba, nawet profesora prawa. Tak uczynił 46-letni Mariusz K., który posługując się fałszywymi danymi oraz kopiami podrobionych dokumentów (m.in. zaświadczeń o obronie pracy doktorskiej i rozprawy habilitacyjnej w zagranicznych uczelniach), został wykładowcą trzech warszawskich szkół wyższych. Zarobił łącznie niemal 100 tys. zł i przeegzaminował setki studentów. Kiedy pracodawcy „profesora" zorientowali się, że Mariusz K. vel Noah Rozenkranz jest oszustem, zniknął.

Odnalazł się jako student judaistyki na krakowskiej uczelni. Na zajęcia przywdziewał strój chasyda. Zapuścił nawet charakterystyczną brodę.

CBŚ robi wrażenie

Z dystansem trzeba także podchodzić do policjantów, którymi ostatnio wzbogacono metodę „na wnuczka". Przestępcy najpierw kontaktują się telefonicznie ze swoją ofiarą i podają za członka rodziny, prosząc o pilne pożyczenie pieniędzy. Następnie na ten sam numer telefonu dzwoni osoba podająca się za policjanta, która twierdzi, że namierza właśnie oszusta i aby go zatrzymać, trzeba postępować zgodnie z jej wskazówkami, m.in. przekazać jej gotówkę. Na koniec fałszywi funkcjonariusze informują pokrzywdzonych, że przestępcy zostali zatrzymani, a pieniądze odzyskane i że za jakiś czas się skontaktują. Aby podkreślić „rangę śledztwa", oszuści coraz częściej podszywają się pod funkcjonariuszy Centralnego Biura Śledczego.

Przestępcy odnoszą sukcesy, bo pazerność ludzi bierze często górę nad rozsądkiem

Inny pomysł wykorzystali przestępcy w Łodzi. Ubrani po cywilnemu skoro świt zapukali do mieszkania jednego z obywateli. Poinformowali, że prowadzą śledztwo w sprawie miejscowego listonosza, który renty i emerytury wypłaca fałszywymi banknotami. Poprosili o przyniesienie posiadanych pieniędzy, po czym drobiazgowo oglądali banknoty. Oddali 300 zł, a zabrali kilka tysięcy jako dowód w sprawie. Poprosili mężczyznę, by ubrał się i pojechał z nimi na komendę złożyć zeznania. Mieli poczekać na niego na dole w samochodzie. Odjechali.

Zagrać można wszystko

Pewnym nie można być nawet tego, czy ksiądz, który staje w drzwiach, jest tym, za kogo się podaje. Taki malowany ksiądz chodził po kolędzie w Skierniewicach. Parafianie zorientowali się w końcu, że to przebieraniec, bo miał sutannę bez guzików, brakowało mu także komży i stuły. Zamiast pomodlić się w skupieniu z domownikami, nieporadnie miotał się z kropidłem po całym mieszkaniu. Na koniec chwytał kopertę z pieniędzmi i pośpiesznie wychodził.

Inny przykład: policjanci z Ząbkowic Śląskich zatrzymali 35-latka, który przedstawiał się jako wykładowca bądź student seminarium duchownego. Opowiadając o swej ciężkiej doli i chorobach najbliższych, pożyczał pieniądze. Zamawiał też w hurtowniach książki i wina mszalne. Faktury kazał przesyłać do takich instytucji jak seminarium czy nawet imiennie pod adresem jednego z kardynałów.

Podinspektor Joanna Kącka z Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi mówi, że nie ma chyba takiej profesji, której nie wykorzystaliby oszuści i złodzieje. Podają się za wolontariuszy  zbierających pieniądze dla chorych dzieci, za pracowników opieki społecznej zbierających informacje o niezbędnej pomocy, za gazowników, którzy bezpłatnie wymieniają kuchenki gazowe, czy za pracownice służby zdrowia wykonujące badania i zabiegi w domu pacjenta. Do drzwi mogą też zapukać fałszywi kominiarze, pracownicy Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, administracji, telekomunikacji czy urzędnicy. Ostatnio pojawili się także oszuści podszywający się pod pracowników PIP lub sanepidu, którzy żądają wynagrodzenia za wystawienie certyfikatów BHP.

Kiedy brakuje realnych zawodów, można je przecież wymyślić. Pod koniec listopada w kantorze w Bogatyni pojawił się mężczyzna, który podał się za... inspektora walutowego. Okazał szybkim ruchem dokument mający być legitymacją służbową. Po wpuszczeniu do pomieszczenia rozpoczął „kontrolę", żądając od pracownika okazania różnych dokumentów. W trakcie kontroli stwierdził, że widzi wiele nieprawidłowości, m.in. brak wymaganych dokumentów. Oświadczył, że musi udać się do służbowego samochodu poinformować o wynikach kontroli swojego kierownika oraz przynieść do wypełnienia protokół. Już się nie pojawił, a wraz z nim zginęło prawie 3 tys. zł, ponad 300 euro oraz 4 tys. koron czeskich.

– Pomysł wydaje się tak absurdalny, że nikt się na niego nie złapie, a jednak zawsze się ktoś znajdzie – wzdycha komisarz Renata Laszczak-Rusek z komendy wojewódzkiej w Lublinie.

Osobnicy, którzy oszukali 74-letnią mieszkankę wsi koło Opola Lubelskiego, podali się za przedstawicieli Fundacji im. Jana Pawła II. Zatrzymali ją na ulicy, kiedy jechała rowerem. Poinformowali, że otrzymała spadek po Janie Pawle II. Fundacja może jej przekazać równowartość kwoty, jaką sama zgromadziła.

Kobieta zostawiła rower, wsiadła do samochodu przybyszów i razem z nimi pojechała do domu, żeby dostarczyć dowody, że spadek jej się należy. Wysupłała z zakamarków tysiąc złotych, ale rzekomi dobroczyńcy stwierdzili, że to zbyt mało, aby zakwalifikować się do otrzymania spadku. Kobieta pożyczyła więc pieniądze od swojej wnuczki pracującej w banku. W sumie uzbierała 3,7 tys. zł.

Wtedy nieznajomi stwierdzili, że muszą jeszcze pojechać z nią do proboszcza miejscowej parafii, by ostatecznie zweryfikował jej wiarygodność. Zatrzymali się przed kościołem i powiedzieli, by starsza pani wyszła z auta, a oni w tym czasie zaparkują. Gdy tylko wysiadła, od razu odjechali.

– W działaniu przestępców już mało co zaskakuje. Wciąż zadziwia natomiast ludzka naiwność, a czasami pazerność, która bierze górę nad zdrowym rozsądkiem – mówi komisarz Renata Laszczak-Rusek.

Dziennikarz przebrany za księdza próbował dostać się do sali szpitalnej, w której leżał Michael Schumacher. Do zdarzenia doszło pod koniec roku w szpitalu w Grenoble, bo tam po wypadku na stoku narciarskim trafił wielokrotny mistrz świata Formuły 1.

Tego przebierańca zdemaskowano od razu. Zupełnie inaczej było w Zamościu. Tam nie połapano się, że ktoś może być aż tak bezczelny. Przed „dziennikarką TVN" prężył się prezydent Zamościa i urzędnicy magistratu. Materiał na temat rodzicielstwa zastępczego miał być wyemitowany w programie interwencyjnym „Uwaga".

Pozostało 94% artykułu
Konsumenci
Pozew grupowy oszukanych na pompy ciepła. Sąd wydał zabezpieczenie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Prawo dla Ciebie
PiS wygrywa w Sądzie Najwyższym. Uchwała PKW o rozliczeniu kampanii uchylona
W sądzie i w urzędzie
Już za trzy tygodnie list polecony z urzędu przyjdzie on-line
Dane osobowe
Rekord wyłudzeń kredytów. Eksperci ostrzegają: będzie jeszcze więcej
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Prawnicy
Ewa Wrzosek musi odejść. Uderzyła publicznie w ministra Bodnara