Co czas jakiś, w bardzo różnych państwach świata, powraca to pytanie: Czy przestępcy niepoprawni, uparci, okrutni, powinni na zawsze znaleźć się w więziennych celach? Czy ryzyko ich pobytu na wolności nie jest czasem zbyt duże, zwłaszcza w przypadku morderców, gwałcicieli, okrutników? Jesteśmy świadkami i obecnie takiej dyskusji w Republice Federalnej Niemiec i we Francji. W Niemczech zgłoszono już nawet projekt karania młodocianych zabójców i przestępców seksualnych według tych samych reguł surowości co wobec dorosłych. Ponieważ dotychczasowe kary (do 10 lat pozbawienia wolności) okazały się nieskuteczne, proponuje się, by sąd miał prawo przedłużania kary do dożywocia włącznie, jeżeli biegli (psychiatrzy, psycholodzy) uznają, że odbyta dotąd kara nie rokuje nadziei na poprawę. Taka ocena przez biegłych byłaby dokonywana corocznie.
Również prezydent Francji forsuje znaczne zaostrzenie kar wobec upartych recydywistów. W obydwu przypadkach podnoszą się jednak głosy sprzeciwu. Wobec stanowiska Unii Europejskiej, broniącego prawa każdego więźnia do resocjalizacji, takie propozycje wydaje się nie mają poważnych szans. W Republice Federalnej Niemiec nawet minister sprawiedliwości jest im przeciwny. Ciągle powracające w Polsce spory o dalsze zaostrzenie i wydłużenie kar pozbawienia wolności nie są więc niczym oryginalnym czy nie na miejscu. Warto natomiast przypomnieć tę kartę historii naszego wymiaru sprawiedliwości, która ilustruje dążność do wzbogacenia instrumentów karania przestępców najniebezpieczniejszych, niepoprawnych.Polski kodeks karny z 1932 r., uznany za jeden z najlepszych w Europie, zawierał i takie postanowienia: przestępca zawodowy (np. żyjący z kradzieży albo ten, który trzykrotnie powrócił do przestępstwa lub popełnia je z nawyknienia, np. pedofil) już po odbyciu kary może być na dalszych pięć lat umieszczony w zakładzie dla niepoprawnych, „jeżeli pozostawienie go na wolności grozi niebezpieczeństwem porządkowi prawnemu”. Ten okres może być przedłużany przez sąd na dalsze pięciolecia, jeżeli jest to konieczne. Ta kodeksowa nowość nie przyjęła się w praktyce i literatura prawnicza milczy na temat tej powściągliwości. Dlaczego? Możemy się tylko domyślać, że to rozwiązanie było zbyt radykalne, zagrażało fundamentom wymiaru sprawiedliwości, nie miało oparcia w dziejach i kulturze prawnej kraju.
Druga zmiana wprowadzona została do ustawodawstwa polskiego w 1968 r., a więc w PRL. Także nie przyjęła się na stałe. Utworzono wówczas tzw. ośrodki przystosowania społecznego, w których parę tysięcy szczególnie zdemoralizowanych i upartych recydywistów usiłowano zmienić przez pracę, dyscyplinę, kontrolowanie pobytów na wolności. Kodeks karny wykonawczy w 1968 r. głosił, że ośrodki powstały dla ochrony społeczeństwa przed dalszym naruszeniem prawa przez umieszczone tu sądownie osoby.
Zmiany prawa karnego przeprowadzone po przełomie ustrojowym w 1989 r. zniosły ten twór, powszechnie krytykowany, z podkreśleniem, że podobne rozwiązania nie sprawdzają się także w innych krajach.
Kiedy dyskusja o najtrudniejszych sprawach wymiaru sprawiedliwości przybiera na sile, warto przypomnieć doświadczenia przeszłości.