Nie surowość kary, lecz jej nieuchronność i szybkość wymierzenia ma decydujące znaczenie w powstrzymywaniu przestępczości. Tę tezę kryminolodzy powtarzają do znudzenia od dawna. Niestety, politycy nie wyciągają wniosków i z uporem godnym lepszej sprawy skłaniają się ku penalnemu populizmowi. Ulegają każdemu kolejnemu poruszeniu społecznemu, które wywołują szeroko nagłaśniane przez media drastyczne zbrodnie.

Reakcją polityków jest wówczas z reguły propozycja zaostrzania sankcji.

Kiedy więc Ministerstwo Sprawiedliwości opublikowało najnowsze dane, z których wynika, że w ciągu ostatnich kilku lat znacznie spadła liczba najsurowszych kar: dożywocia i 25 lat pozbawienia wolności, pierwsza myśl była taka, że to sędziowie niejako na przekór tendencjom politycznym korzystają z niezawisłości i kierują się zdrowym rozsądkiem.

Może to być jednak wniosek pochopny. W ostatnich latach przestępczość w Polsce spada. Eksperci zaś upatrują przyczyn tej tendencji w zmianach demograficznych, a zwłaszcza emigracji znacznej liczby Polaków w przedziale wiekowym, w którym mieści się najwięcej osób popełniających przestępstwa. Aby więc głosić tezę, że sądy łagodnieją, trzeba by odnieść spadającą liczbę surowych kar do liczby popełnionych w tym czasie najcięższych przestępstw.

Gołym okiem jednak widać, że w polityce karnej niewiele się zmieniło. Organy ścigania wciąż popełniają błędy, prokuratura często kieruje do sądów niedopracowane akty oskarżenia, sądy działają opieszale, a wolnością, z powodu braku miejsc w zakładach karnych, cieszy się prawie 40 tys. przestępców z orzeczonymi już wyrokami. Taki sposób postępowania wymiaru sprawiedliwości nie odpowiada w żadnej mierze zaleceniom kryminologów. Nie ulegajmy więc złudzeniom, że w walce z przestępczością wkroczyliśmy już na właściwą drogę.