Wygląda na to, że celebryci łamią prawo, w szczególności drogowe, częściej niż inni. Może mają więcej pokus: lepsze wozy, więcej pieniędzy na benzynę... Ale to nie powód, by łagodniej ich traktować.

Przed trzema laty Tomasz S., gwiazda „Klanu", za jazdę po pijaku (2,3 promila alkoholu we krwi) i spowodowanie wypadku dostał rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata.

– Ile by musiał mieć promili i co zrobić na drodze, żeby dostać maksymalny dziesięcioletni zakaz? Oto prawo równe dla wszystkich! – to typowe komentarze internautów.

Jeszcze głośniej było o Joannie L., znanej aktorce, która jadąc w stolicy swoim porsche, nie wyhamowała przy skrzyżowaniu i spowodowała kolizję. Okazało się, że była pod wpływem alkoholu. W zamian za warunkowe umorzenie sprawy zaproponowała dobrowolne poddanie się karze: roczny zakaz prowadzenia pojazdów i udział w programie telewizyjnym, w którym miała opowiadać o skutkach jazdy na podwójnym gazie – więc usługi moralizatorsko-edukacyjne. Ostatecznie sąd zgodził się na pięć miesięcy ograniczenia wolności z 30 godzinami prac społecznych miesięcznie oraz dwuletni zakaz prowadzenia pojazdów. Najwyraźniej ze statusu celebryty korzysta teraz Krzysztof Hołowczyc, który ma sprawę za przekroczenie na szosie Gdańsk–Warszawa dopuszczalnej szybkości 90 km/h aż do 204 km/h. Mławski Sąd Rejonowy wyłączył jednak jawność rozprawy, która ze względu na rajdowskie doświadczenie obwinionego, ale też jego programy edukacyjne o bezpiecznej jeździe, interesuje opinię publiczną i media. Trudno się jednak dopatrzyć, jakiż to ważny interes prywatny miałby być zagrożony jawną rozprawą, a tym sąd uzasadnia zakaz wstępu prasie. Tym bardziej że rajdowiec zarzuca policji, że posługiwała się niesprawnym sprzętem pomiaru szybkości, że jechał ok. 100 km/h.

Czy Nowak z podobną sprawą miałby takie szanse? Nie miałby. I jak tu mówić, że prawo jest równe dla wszystkich, także dla celebrytów?