Psycholog: To agresja jest największym problemem na drogach

Wysokie mandaty spowszednieją – uważa Andrzej Markowski, psycholog ruchu drogowego ze Stowarzyszenia Psychologów Transportu. Nikt z kierowców nie bierze bowiem ograniczeń do siebie.

Publikacja: 10.04.2022 21:22

Psycholog: To agresja jest największym problemem na drogach

Foto: Adobe Stock

1 stycznia 2022 r. drastycznie wzrosły kary dla kierowców popadających w konflikt z prawem na drodze. Maksymalną wysokość mandatu podniesiono dziesięciokrotnie z 500 do 5 tys. zł. Czy wysokie mandaty przestraszyły kierowców?

Przestraszyły, ale chyba bardziej oburzyły. Wielu z nich komentowało: za takie drobne wykroczenia mamy płacić tak duże pieniądze? Taki jest też sposób myślenia wielu z nich. W pierwszym okresie rzeczywiście część kierowców zdjęła nogę z gazu. Policja informowała o mniejszej liczbie odebranych praw jazdy za przekroczenie prędkości o więcej niż 50 km w terenie zabudowanym. Jednak powoli to przestanie działać. Zawsze zastanawia naiwna wiara, że jeśli nad kimś będzie ciążyła bardzo wysoka kara, to on zmieni swoje zachowanie. Zrobi to tylko wtedy, kiedy jest świadomy, że ta kara może go spotkać.

Czyli na nic się zdadzą te podwyżki?

Wysokie mandaty spowszednieją. Proszę pamiętać, że każdy mandat, w tym i ten najwyższy, jest reakcją zewnętrzną na zachowanie kierowcy. A on myśli zupełnie inaczej. W swojej ocenie nie dostrzega niczego złego we własnym zachowaniu. Razi go reakcja karna. Drastyczny wzrost kar odbiera więc jako dolegliwość wymierzoną przez państwo przeciwko niemu. Pamiętajmy, że zachowanie w ruchu drogowym jest regulowane umową społeczną. Taką umową są przepisy ruchu drogowego, kodeks drogowy. My, uczestnicy i organizatorzy ruchu drogowego, umawiamy się, że w ruchu drogowym będą obowiązywały pewne ograniczenia krępujące swobodę zachowania tylko po to, żeby zwiększyć bezpieczeństwo tego ruchu i jego przewidywalność dla uczestników. Oczywiście, że te ograniczenia mają dotyczyć wszystkich, no może z jednym wyjątkiem: mnie samego. Reguły ograniczające swobodę działania innych są słuszne, bo to inni zachowują się w ruchu drogowym bezmyślnie, ale nie ja. Potwierdzają to badania przeprowadzane od kilkunastu lat na reprezentatywnych próbach kierowców w 11 krajach UE (w tym w Polsce), z których wynika, że przymiotniki najtrafniej opisujące innych niż ja kierowców to: nieodpowiedzialny, zestresowany, agresywny, niebezpieczny. Natomiast przymiotniki, które oddają prawdę o mnie samym, to: ostrożny, opanowany, uprzejmy, nieagresywny. Stąd wynika, że ograniczenia mają bezwzględnie dotyczyć innych, tych niebezpiecznych. Ja mogę pozwolić sobie na mniej rygorystyczne traktowanie przepisów, nawet gdy grozi za to wysoki mandat, bo we własnych oczach – nawet łamiąc przepisy – jestem bezpiecznym uczestnikiem ruchu drogowego.

Za granicą, np. w Niemczech, udaje się z tym walczyć?

Polacy nie dlatego jeżdżą spokojniej, przekraczając zachodnią granicę, bo tam są horrendalne, nieuchronne kary. Aż tak dobrze tam nie jest. Tylko że zdecydowana większość kierowców jeździ tam w inny niż u nas sposób. To zmusza do dostosowania się: „Jeśli wejdziesz między wrony, musisz krakać tak jak one”. Inaczej jesteś widoczną białą wroną na tle czarnych. Podobnie jest z obcokrajowcami, którzy przekraczają naszą zachodnią granicę. Do Nowego Tomyśla mają dysonans poznawczy, między Nowym Tomyślem a Poznaniem zaczynają się przyzwyczajać do tego, co dzieje się na naszych drogach, a za Poznaniem jeżdżą już prawie tak samo jak Polacy.

Wśród przyczyn wypadków wymienia się nadmierną prędkość, zmęczenie, ale również alkohol i środki odurzające.

Mniej więcej co dziesiąty wypadek w Polsce ma przyczynę związaną z alkoholem. Jeżeli chodzi o wypadki powodowane pod wpływem innych środków, m.in. narkotyków, to jest ciemna, nieznana nam liczba. Stosunkowo niedawno zaczęto stosować testery, które pozwalają stwierdzić, czy ktoś używał narkotyków. Próbuje się usprawiedliwić problem twierdzeniem, że są narkotyki miękkie i twarde. To rozróżnienie nie ma sensu. Wszystkie narkotyki działają destrukcyjnie na organizm.

Co więc działa lub ma szansę zadziałać na polskich kierowców?

Edukacja. Uświadamianie zagrożenia, tego, jak się zachowujemy na drodze i dlaczego. To nie są puste słowa. Ta wiedza o sobie samym to glejt do bezpieczeństwa.

Jak zachowują się młodzi kierowcy?

Są produktem nowej kultury. Mają potrzebę nieustannego dowartościowywania się. Muszą się popisać. Poczuć się wyżej w hierarchii społecznej. Gdy kogoś pokonamy (nawet w istniejącej tylko w mojej głowie rywalizacji drogowej), mamy poczucie, że jesteśmy lepsi od innych. A jak lepsi, to dla innych atrakcyjniejsi. Dziecinada? Nie. Taki jest mechanizm kształtowania samooceny. Dopiero uświadomienie sobie występowania tego mechanizmu pozwala na krytyczną samoocenę własnego zachowania. I tu nieocenioną rolę odgrywają właściwie prowadzone kursy nauki jazdy oraz dziennikarskie akcje negliżujące patologie zachowań w ruchu drogowym.

Czytaj więcej

Najmłodsi kierowcy bywają agresywni i szybko wpadają w złość

Czy konfiskata auta, którą chce wprowadzić resort sprawiedliwości, przestraszy kierowców na gazie?

Nie ma szansy przestraszyć. Weźmy przykład osoby zalkoholizowanej, która siada za kierownicą właśnie dlatego, że jest zalkoholizowana. Ona w tym momencie nie myśli w sposób krytyczny. To my wszyscy odpowiadamy za zachowanie współuczestników ruchu drogowego. Naszym zadaniem jest nie dopuścić, żeby ktoś zalkoholizowany usiadł za kierownicą. A z tą konfiskatą czy przepadkiem może być różnie. Auto może być w leasingu czy pożyczone. Poza tym kiedy z samochodu korzysta cała rodzina, dlaczego matka wychowująca trójkę dzieci ma stracić środek lokomocji i nie móc np. zawieźć dzieci do szkoły, przedszkola czy lekarza. W dodatku za to samo przestępstwo wymierzana jest drastycznie różna kara: od kilku do kilkuset tysięcy złotych, dotycząca dość przypadkowych kierowców, bo zalkoholizowany milioner może prowadzić przysłowiowego malucha, a biedak wypożyczonego bentleya.

Jak więc walczyć z pijaństwem na drogach?

Edukować i uświadamiać kierowców i całe społeczeństwo. Nikt z natury nie jest przestępcą, to niewiedza (jak alkohol wpływa na reakcje kierowcy, po jakim czasie i w jaki sposób jest z organizmu usuwany) prowadzi do ryzykownych zachowań na drodze i do tragedii. Sądzę, że wielu kierowców, których złapano na jeździe z nieznaczną ilością alkoholu, to ci, którzy pili poprzedniego dnia i uważali, że po kilku godzinach snu i mocnej kawie „ulotni” się on z organizmu.

Czy nasz system szkolenia kierowców zdaje dziś egzamin?

Nie. I to nie dlatego, że winni są instruktorzy. Program szkolenia sprowadza się do nauki prowadzenia samochodu i przepisów ruchu drogowego. Nie uczy rozumienia zachowania naszego i innych uczestników ruchu drogowego. Dobry kurs nauki jazdy to coś więcej niż wyłożenie przepisów. Na takim dobrym kursie instruktor omawia zdarzenia drogowe wśród uczestników zajęć.

A sam egzamin jest dobry?

Egzamin powinien polegać na przejechaniu z punktu A do B, a nie na wykonywaniu poleceń egzaminatora: proszę skręcić w lewo, prawo, zaparkować w tej i innej zatoczce. Tak nie sprawdza się zdolności do bezpiecznych zachowań w ruchu drogowym, lecz odporność na stres. Doświadczony egzaminator może sprawdzić zdolność kandydata na kierowcę do bezpiecznej jazdy, ale krępuje go instrukcja egzaminowania, w której bezdusznie odhacza każde z wykonanych zadań.

Jak na drodze wypadają kobiety kierowcy?

Zdecydowanie lepiej niż mężczyźni. Kobieta kierowca nie ma potrzeby ryzykowania. Mężczyzna tak. Kobiety rzadko przejeżdżają na czerwonym świetle, wyprzedzają na trzeciego czy przekraczają dozwoloną prędkość. Oczywiście zdarzają się i wśród kobiet – niestety coraz częściej – niechlubne wyjątki.

Jacy kierowcy stanowią największe zagrożenie?

Najmłodsi mężczyźni – do 25. roku życia. Są niedojrzali emocjonalnie, młody wiek kusi do brawury, a umiejętności i brak doświadczenia nie są sprzymierzeńcem.

Czy kierowca na przejściu dla pieszych ma dziś jasną sytuację, jak się zachować?

Powinien mieć, ale chyba jej nie ma. Wszyscy mają świadomość, że piesi wymagają szczególnej uwagi. Takiej szczególnej troski wymaga zwyczajna ludzka przyzwoitość. Ale musimy pamiętać, że zawsze znajdzie się kierowca zabójca, który – nie zważając na nic – będzie chciał pokazać swoją wyższość na drodze. Z drugiej strony piesi poczuli się zbyt bezpieczni, a przez to i mniej uważni. Obserwujemy młodych ludzi na przejściach ze słuchawkami na uszach, ze smartfonami w rękach. To ci, którzy przypisują sobie więcej praw, niż dają im zmodyfikowane przepisy. Tu nie potrzeba specjalnej wiedzy, wystarczy wyobraźnia, by wiedzieć, że może się to źle skończyć.

Jaki jest największy problem na polskich drogach?

Polski ruch drogowy nacechowany jest w znacznym stopniu zachowaniami agresywnymi. Ważne jest określenie „jak wysoko jestem w hierarchii społecznej”. Ponieważ w miejscu pracy, w szkole, w domu trudno to ustalić, bo tam jest trwała, już ustalona hierarchia, to swoją subiektywnie odczuwaną pozycję można poprawić najłatwiej w ruchu drogowym.

W jaki sposób?

A właśnie w taki, że będę się agresywnie zachowywać na drodze, bo agresywne jest jechanie slalomem między samochodami, agresywne jest trąbienie, miganie światłami, jeśli ktoś blokuje nam drogę, pukanie się palcem w czoło czy pokazanie środkowego palca komuś, kto zrobił błąd. Tego typu zachowania wskazujące na prymitywizm emocjonalny i kulturowy są charakterystyczne dla osób z rozchwianym bądź nieukształtowanym systemem wartości, dla których apoteoza swobody jest ważniejsza niż wolność.

Kim jest drogowy agresor? Skąd bierze się to zjawisko?

W Polsce (na tle krajów Europy Zachodniej) ruch drogowy nacechowany jest bardzo silnym stopniem agresji demonstrowanej przez kierowców. Kluczem do zrozumienia obyczajów panujących w ruchu drogowym jest psychologiczna analiza relacji między uczestnikami tego ruchu. Najchętniej podejmowane są manewry, dzięki którym można nie tylko okazać lekceważenie przepisów, ale i innych kierowców. Istnieje przymus udowodnienia i ciągłego podkreślania swojej przewagi nad innymi – nawet pod groźbą wypadku. Dzieje się tak, bo droga i samochód to wymarzone pole do ustalenia, kto ważniejszy, do określenia swojej wysokiej pozycji, choćby w hierarchii kierowców. Zachowanie agresywne wymusza na innych podporządkowanie się agresorowi, a więc subiektywnie pozwala mu poczuć się wyżej w hierarchii społecznej. Takie motywacje zachowań, typowe dla osób młodych, z których w innych krajach szybko się wyrasta, w Polsce zbyt często są typowe i wśród osób dojrzałych.

Mało jest czynności, które o charakterze człowieka mówią równie dużo jak zachowanie za kierownicą. Sposób prowadzenia samochodu zdradza nawet te nasze kłopoty z samym sobą, o których nie wiemy lub wolimy nie wiedzieć.

Większość kierowców zachowuje się w ruchu drogowym odpowiedzialnie, dojrzale emocjonalnie i społecznie. Są jednak cztery grupy kierowców stwarzających zagrożenie na drodze. Każda z nich demonstruje pewien specyficzny rodzaj agresji.

Pierwsza, z najmniej zakamuflowaną agresją, to osoby z przymusem bezustannego potwierdzania własnej wartości. Wynika to z ich emocjonalnej i społecznej niedojrzałości. Najbardziej przykrą dla otoczenia stroną tej postawy jest niezdolność do uwzględniania praw i interesów innych. Syndrom Mad Maxa to zaburzenie dotykające głównie ludzi młodych, z czasem jego objawy zwykle łagodnieją. Bywa jednak, że z wiekiem przymus potwierdzania własnej wartości (nieostro określonej w innych sytuacjach) zaczyna być demonstrowany inaczej.

Niemało kierowców swoje „powołanie” widzi w swoistym wychowywaniu innych uczestników ruchu drogowego, tępiąc ich odstępstwa nie tylko od przepisów, ale także najrozmaitszych niepisanych reguł zachowania na drodze – często znanych jedynie owym „wychowawcom”. Syndrom „wychowawcy” jest właściwie lustrzanym odbiciem syndromu Mad Maxa i podobnie jak on wynika z niepewności co do własnej wartości. Tego typu kierowcy nie tolerują u innych nie tylko świadomego łamania przepisów – co można przecież zrozumieć – ale też niezawinionych błędów. Narzędziem przywracania ładu i porządku jest wymowna gestykulacja, sygnały świetlne i dźwiękowe oraz demonstracyjne „branie odwetu” w postaci np. pedagogicznego zajeżdżania drogi winowajcom. Ci kierowcy nie dostrzegają własnej agresji i jej prawdziwych przyczyn. A ich zabiegi wychowawcze stanowią często większe zagrożenie niż to, co było ich przyczyną.

Swoisty rodzaj agresji jest udziałem osób z syndromem „słodkiego idioty”, cwaniaczka. Tacy kierowcy, kiedy widzą w tym korzyść, udają, że nie rozumieją sensu przepisów drogowych, zwłaszcza tego, że także oni muszą ich przestrzegać. Kieruje nimi infantylny egoizm pozwalający na uwolnienie się od odpowiedzialności i poczucia przyzwoitości. To ci skręcający bez kierunkowskazów, parkujący w bramach, wpychający się przed innych na skrzyżowaniu. Dla niektórych osób samochód jest narzędziem rozładowywania lęków, stresów i codziennych niepowodzeń. Takie osoby mogą bać się wszystkiego i wszystkich – włącznie z prowadzeniem auta. Niekiedy tylko, oddzieleni od groźnego świata, we wnętrzu samochodu, mogą nareszcie światu i sobie pokazać, że oni też coś znaczą. W poczuciu bezpieczeństwa mogą dopuszczać się wyczynów mrożących krew w żyłach innym uczestnikom ruchu drogowego.

Sądy i trybunały
Łukasz Piebiak wraca do sądu. Afera hejterska nadal nierozliczona
Praca, Emerytury i renty
Czy każdy górnik może mieć górniczą emeryturę? Ważny wyrok SN
Prawo karne
Kłopoty żony Macieja Wąsika. "To represje"
Sądy i trybunały
Czy frankowicze doczekają się uchwały Sądu Najwyższego?
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Sądy i trybunały
Rośnie lawina skarg kasacyjnych do Naczelnego Sądu Administracyjnego