Najnowsze radykalne ograniczenia poruszania się i spotykania w miejscach publicznych uruchomiły pytania, czy nie ma od nich odstępstw. Jest wiele sytuacji, kiedy to możliwe, a czasami wręcz konieczne.
Przepisy o stanie wyższej konieczności mówią nam, że prócz suchych zakazów mamy prawo, a czasem obowiązek ważyć dobra, przed wyborem których stoimy. I nie możemy być spętani przepisami, czy jeszcze kilka osób w ważnej potrzebie nie może wsiąść do autobusu.
Jeżeli będziemy ratować ludzi z płonącego domu czy uciekać z miejsca zagrożenia, to przecież nikt nie będzie liczył, ilu ratujących przebywa w tym samym miejscu. Podobnie nie przeliczymy, ile osób usuwa tarasujący drogę samochód po wypadku. W takich sytuacjach wprawdzie naruszamy zakaz poruszania się i może dojść do zakażenia, a nawet wyrządzenia komuś szkody. Nie poniesiemy jednak za to odpowiedzialności, bo działamy w stanie wyższej konieczności.
Czytaj także: Koronawirus: spacer z rodziną nie musi skończyć się karą