Od kilku tygodni na Państwową Komisję Wyborczą (PKW) sypią się gromy. Wiele środowisk demokratycznych alarmuje, że bezprecedensowe łączenie wyborów parlamentarnych z referendum ogólnokrajowym to wytrych do niekontrolowanego finansowania kampanii. Że doprowadzi do pogwałcenie wielu zasad konstytucyjnych, zwłaszcza tajności wyborów, które mogą doprowadzić do opłakanych skutków, z pozbawieniem Polski środków unijnych włącznie. Te zagrożenia są realne?
Takie obawy rzeczywiście są, ale w większości wynikają z regulacji, które obowiązują od lat. Możliwość łączenia referendum z wyborami mamy zapisaną w ustawie o referendum ogólnokrajowym od 2003 r. Z jej art. 90 jasno wynika, że w wypadku przeprowadzenia referendum w tym samym dniu, w którym odbywają się wybory do Sejmu i do Senatu lub wybory Prezydenta Rzeczypospolitej, głosowanie przeprowadza się w obwodach stworzonych dla właściwych wyborów i na podstawie spisów wyborców sporządzonych do tych wyborów. Kolejne przepisy uchwalone już po naszym wejściu do Unii Europejskiej również wskazują, że te zasady stosuje się odpowiednio w przypadku przeprowadzenia referendum w tym samym dniu, w którym odbywają się wybory do Parlamentu Europejskiego. Takie rozwiązanie od 20 lat zatem w zasadzie nie budzi wątpliwości. Co więcej, na długo przed skorzystaniem z takiej możliwości sami zidentyfikowaliśmy pewne problemy praktyczne, jakie mogą się z tym wiązać. Zwróciliśmy uwagę, że jeżeli w tym samym dniu miałyby się odbywać wybory parlamentarne czy prezydenckie i referendum, to trzeba ujednolicić godziny głosowania. Wybory odbywają się bowiem od 7 do 21, a referendum może być dwudniowe, a jeżeli jest jednodniowe, to głosujemy w godzinach od 6 do 22. I w ostatnim momencie, ustawą z 7 lipca bieżącego roku godziny przeprowadzenia wyborów i referendum zostały przez ustawodawcę ujednolicone.
To skąd tyle zarzutów?
Może to wynikać z tego, że dotychczas nie zdarzyło się, żeby w tym samym dniu jednocześnie odbywały się wybory do Sejmu i Senatu oraz referendum. Dodatkowo w ogóle same tegoroczne wybory parlamentarne wywołują spore emocje i napięcia. Jednak taka jest wola ustawodawcy, a Państwowa Komisja Wyborcza nie może kwestionować przepisów, a z Kodeksu Wyborczego wprost wynika, że organizujemy i wybory, i referenda. Także patrząc tylko z punktu widzenia przepisów Konstytucji i ustaw - o referendum ogólnokrajowym i Kodeksu Wyborczego - nie ma żadnych przeszkód, żeby wybory i referendum odbywały się jednocześnie. Zresztą taka praktyka jest w szeregu krajów. Stosuje ją nie tylko europejski lider w referendach, czyli Szwajcaria, ale ostatnio chociażby Niemcy, u których oprócz wyborów do Bundestagu, odbywały się także referenda. Połączenie wyborów i referendum, z pewnością nie może być powodem ich nieważności czy podstawą do kwestionowania samych instytucji.
Na niedawnej konferencji prasowej przekonywał Pan, że odnotowanie odmowy wzięcia udziału w referendum nie jest pogwałceniem tajności wyborów. Bo przecież jeżeli ktoś przychodzi na wybory parlamentarne, to może zagłosować tylko do Sejmu, a nie chcieć oddać głosu do Senatu, co też było już wcześniej odnotowywane. Jednak to nie przekłada się na ważność samych wyborów, a przy referendum wszystko rozbija się właśnie o to, ile osób weźmie udziału w głosowaniu. Rzecznik Praw Obywatelskich prof. Wiącek uważa, że wyborca w takiej sytuacji może się poczuć co najmniej niekomfortowo. Zwłaszcza, że obecnie przebieg głosowania może być utrwalony.